Zapraszam więc do czytania ;)
Stała w wcześniej nieznanym
sobie miejscu. Rozejrzała się. Przed nią rozciągała się ciemna otchłań, trochę
przypominająca nocne niebo. Co jakiś czas można było dostrzec drobne punkciki,
iskrzące swoim światłem. Wyglądały zupełnie jak… gwiazdy. W pewnym momencie
poczuła obecność czyjejś osoby. Gwałtownie obróciła się. Przed nią znajdował
się teraz wysoki mężczyzna, z zakrytą przez kaptur twarzą. Stał nie ruchomo,
wydawało się jakby ją obserwował. Ona nie wiedziała co robić, co powiedzieć. Po
dłuższej chwili ciszy, postanowiła się jednak odezwać.
- Kim jesteś? Gdzie my
jesteśmy?- zapytała trochę zdezorientowana.
- Znajdujemy się w Twoim śnie,
lecz ja nie jestem tylko wytworem Twojej wyobraźni. Jestem twoją przyszłością.
Kimś kto przekaże Tobie coś bardzo wartościowego – powiedział nieznajomy wolno.
- Co?!- wręcz krzyknęła w
odpowiedzi dziewczyna.
- W swoim czasie sama się
dowiesz. Lecz musisz wiedzieć, że poczujesz pewne zmiany. Nie tylko te
fizyczne, ale również zmieni się Twój pogląd na otaczający Cię świat. A teraz-
Żegnaj- powiedział i rozpłynął się w powietrzu zanim Rose zdążyła zareagować.
Pozostał po nim tylko zielony pył, który po pewnym czasie również zniknął.
Rose gwałtownie podniosła się do
pozycji siedzącej. Co to do cholery miało
być? O co chodziło w tym śnie?! Siedziała tak jeszcze chwile, zanim do
końca ochłonęła. Nie wiedziała co ma myśleć o tym co przed chwilą ujrzała w
swoim śnie. Czy to jakaś przepowiednia, czy jej wyobraźnia znowu płatała jej
figle? Nie chciała już dłużej o tym myśleć. Wstała i ruszyła do łazienki w celu
obmycia, zalanej potem twarzy. Po powrocie rzuciła się z powrotem na łóżko i
znowu zapadła w sen, lecz tym razem przed oczami miała tylko pustą czerń.
Następnego dnia, gdy się
obudziła czuła się jakoś dziwnie. Dusił ją kaszel, który bynajmniej nie był
oznaką jakiejkolwiek choroby. To było coś innego. Jeszcze nie wiedziała co, ale
już podejrzewała ,że nie wyjdzie z tego nic dobrego. Nie rozmyślając dłużej o
tym co się z nią dzieje, wstała, ubrała się i wyszła pośpiesznie do szkoły.
Podczas drogi przyglądała się znanym już prawie na pamięć złocistym drzewom,
sklepom przy drodze oraz wielkiemu Wesołemu Miasteczku, znajdującemu się
niedaleko jej szkoły. Przyglądała się temu wszystkiemu tak jakby widziała to po
raz pierwszy i jakby już nigdy nie miała tego ujrzeć. Ciekawe… pomyślała i zanim się obejrzała stała już przed drzwiami
wejściowymi do jej szkoły.
Jej gimnazjum nie różniło się
niczym od innych gimnazjów w Nowym Yorku. Jedyną rzeczą jaka je wyróżniała to
brak oznak jakiegokolwiek wandalizmu na ścianach budynku.
Rose spojrzała na zegarek.
- 7.59?! – krzyknęła do siebie i
pędem wbiegła do szkoły jednocześnie pozbywając się kurtki. Kiedy już odłożyła
swoje rzeczy do szatni i zmierzała do sali od angielskiego, poczuła znowu to
duszące uczucie w płucach, które powodowało u niej kaszel. Kiedy już udało jej
się go opanować i odsunęła rękę od buzi ujrzała… Krew?! Czy ja właśnie kaszlałam k-krwią? Krzyknęła w myślach i
zaczęła się jeszcze bardziej niepokoić swoim obecnym stanem.
Podczas lekcji nie mogła się na
niczym skupić bo ciągle dusił ją ten przeklęty kaszel.
- Proszę Pani, czy mogłabym
wyjść na chwilę do toalety?- zapytała nie wytrzymując już dłużej tej udręki.
- Tak, tylko szybciutko –
powiedziała Panna Scott, kiedy Rose już wychodziła. Po 15 minutach nieobecności
dziewczyny, nauczycielka postanowiła wysłać kogoś aby sprawdził czy nic jej się
nie stało.
- Ja mogę iść!- rzuciła ochoczo Violet, z widocznym niepokojem na
twarzy.
- Ja pójdę z nią!- zerwał się
nagle Jack i popędził w ślad za koleżanką.
masz wielki talent do pisania ;) rozdział boski!
OdpowiedzUsuńWow ! Ty masz dar ! Nie mogę się doczekać cd !
OdpowiedzUsuńfajne fajne tylko szkoda ze takie krótkie ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog
OdpowiedzUsuńPuściła chłopaka do damskiej łazienki? XD Boski blog <3
OdpowiedzUsuńrok 2018, zaczynam przygodę z Twoim opowiadankiem, mam nadzieje, ze bedzie super :) pozdr. Nina
OdpowiedzUsuń