sobota, 11 listopada 2017

To nie rozdział!/ Wybaczcie

Tak, wiem wiem - zapowiedziałam nowe rozdziały, nową część, a na blogu wciąż pusto.
Jedyny sposób w jaki jestem w stanie to wytłumaczyć to fakt, że pisanie ostatnio idzie mi tak jakby starała się przegryźć szkło. Czyli krótko mówiąc - nie idzie. A ja, będąc mną, zwyczajnie nie wstawię nic co moim zdaniem nie jest dobre (perfekcjonizm proszę państwa - zaraza pewnych indywidualistów). Aczkolwiek wciąż widzę potencjał dla mojego pomysłu i byłoby to co najmniej głupie, by taki potencjał zwyczajnie zmarnować. Wcześniej czy później wena mi wróci, a wtedy.. witaj Loki i Rose!

Mój brak czasu również jest jednym z powodów dla których nie piszę. Jeżeli wcześniej myślałam, że jestem zarobiona po uszy to po przeprowadzce do Londynu mogę stwierdzić, że nie wiedziałam jak wygląda bycie non stop w ruchu. Dostałam się do collegu i... no cóż, łatwo nie jest. Aczkolwiek muszę przyznać, że psychologia jako jeden z przedmiotów pomaga mi w kształtowaniu postaci. O wiele łatwiej wytłumaczyć pewne zachowania, gdy umiesz je czymś poprzeć. Dodatkowo doszła jeszcze moja praca i... no cóż, sen i ja ostatnio nie jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Na całe szczęście czas tutaj mija szybciej niż cokolwiek innego i zanim się obejrzę nadejdzie kolejna przerwa. Może wtedy będę w stanie skupić myśli na czymś innym niż sprawdziany i wieczne pisanie ewaluacji na temat patriarchalnego społeczeństwa lub wpływu behawiorystów na dzisiejszą psychologię. Taką mam w każdym razie nadzieję...

Ale wracając do pierwotnego powodu dla którego pisze tego posta...
Otóż, w czasach gdy miałam jeszcze choć odrobinę weny (czyt. w wakacje) udało mi się napisać kilka stron opowiadania o Lokim i Iron Manie. Nie ma tego dużo, wciąż pracuje nad zbudowaniem całej idei, jednak... jak to ja, opublikowałam już pierwszy rozdział, który jakkolwiek trzyma się kupy. Z czystej ciekawości, czy innym się spodoba. Tak więc wstawię tu linka, może ktoś się zaciekawi tym co stara, dobra Mrs. Darkness skleiła:
https://www.wattpad.com/story/121406060-how-you-remind-me-frostiron

Ah i jeszcze jedno!
Kto był już na "Thor: Regnarok"? Ja idę jutro po raz... uwaga uwaga... czwarty i mam wrażenie, że ten film nigdy mi się nie znudzi. Z ręką na sercu (albo na tym skamieniałym czyś co dudni w mojej klatce piersiowej piersiowej) mogę stwierdzić, że jak na razie jest to najlepszy film MCU. Tylko doczekać teraz do "Avengers: Infinity War" i będę mogła stwierdzić, że jestem spełniona.

No nic, mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze jest (nawet jeżeli odczuwam wrażenie, że zostały tu jedynie duchy) i że wierzycie, że kiedyś wrócę - tym razem na dobre. Potrzebuję tej wiary.

Pozdrawiam, Mrs. Darkness

środa, 3 maja 2017

Rozdział 1 / Wróciłam!

Powiem szczerze...
Nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek tu zawitam. Miałam poprawiać to opowiadanie, a zamiast tego tworzyłam nowe, zupełnie zapominając o moim 'pierworodnym dziecku'. Dodatkowo nie miałam ani grama weny co do tej opowieści mimo, że zapowiedziałam drugą część już dawno, dawno temu. Obietnica poprzestała na niczym, bo nie byłam w stanie zamienić jej na czyny. Ale dziś, właśnie dziś, doznałam olśnienia. Prawie w amoku napisałam cały rozdział, odrywając się od komputera tylko na krótkie wędrówki do toalety, bo bałam się, że jakakolwiek przerwa sprawi, że moja wena na nowo zniknie, a moje nadzieje na tego fanfica znikną bezpowrotnie. Dlatego siedziałam i prawie dwie godziny pisałam nowy rozdział, zdumiona faktem, że jeszcze jestem w stanie to robić. Oczywiście nie jest on pełen akcji, może po tak długiej przerwie powinnam była postarać się nieco bardziej, ale osobiście jestem zadowolona z rezultatów. Potoczyły się nieco innym torem niż początkowo planowałam, ale bieg wydarzeń będzie prowadzić do ostatecznego planu. 

Bardzo dużo nauczyłam się przez tę przerwę. Na pewno moje umiejętności pisarskie wzrosły, jestem już po napisaniu dwóch opowiadań, plus zaczęłam nieskończoną liczbę kolejnych, które mam zamiar skończyć w niedalekiej przyszłości. A moja głowa wciąż roi się od niewykorzystanych pomysłów, które kiedyś mogą stworzyć kolejne 'dzieła'. 

Mam nadzieję, że ktoś z moich czytelników jeszcze tu jest, jeszcze czeka. Tym razem postaram się nie zawieść. 

Mrs. Darkness








Dziewięć światów zostało zbudowane na bardzo konkretnych zasadach.
Połączone były ze sobą nierozłączną więzią sprawiając w ten sposób, że losy jednej krainy ściśle oddziaływały na pozostałe osiem. Tak więc, jeżeli Asgard walił się na łeb na szyję to i Alfheim, i Wanaheim, i nawet podziemny Nilfheim odczuwały skutki problemów Wiecznego Królestwa. Jednak zwykli mieszkańcy, choć dobrze zdawali sobie sprawę z takiego łańcucha przyczynowo- skutkowego nie byli świadomi, że prócz nich istnieje coś jeszcze. I nie chodzi tu o nieodkryte cywilizacje. Tak się zdarzyło, że wszechświat nie kończył się wyłącznie na tym w co wierzyli Germanowie. Tego wszystkiego było więcej, znacznie więcej, a największa więź pojawiła się wśród bogów nordyckich, greckich i egipskich. Ich rzeczywistości powiązane były nie tylko wierzeniowo, ale te trzy światy zostały również skazane na jedną konkretną przepowiednię zaplanowaną od wieków i zapisaną w księdze Norn. Apokalipsę. Kres czasów, ostateczny koniec, zagłada nie tylko ludzkości, ale wszystkiego co żywe i martwe, ziemskie czy nadprzyrodzone. Ale od tego momentu dzieliły ich jeszcze setki tysięcy lat, w końcu data już dawno została wyznaczona i nic nie wskazywało na ty, by w najbliższym czasie miała ulec zmianie.

Hel dowiedziała się o ów zmianie, całkowicie przypadkowo. Nikt nie przygotował jej na takową ewentualność, niezależnie od tego jak wiele razy bogowie przypominali jej o tym, że wcześniej czy później nadejdzie dzień sądu i ostateczny kres czasów. Kres jej panowania. Bo następstwem zagłady miała być wieczna szczęśliwość, radość, a przede wszystkim- brak śmierci. Jeżeli ludzie nie umierają to znaczy tyle, że nie ma miejsca dla królowej krainy zmarłych. Najgorsze w tym wszystkim było to, że ona sama musiała wypełnić pradawną przepowiednię; z własnej woli skazać się na męczarnię znacznie gorszą niż to co przeżywała przez miliony lat, zamknięta w podziemnej krainie wypełnionej po brzegi ubolewającymi duszami grzeszników. Na takie poświęcenie nawet ona nie była jeszcze gotowa.
- Mój ojciec po raz kolejny sprowadził na mnie nieszczęście – powiedziała do siebie, tonem pozbawionym emocji, a jednocześnie tak złowrogim, że nawet szczątki gnijące na dnie kotłów wypełnionych piekielnym ogniem wzdrygnęły się w strachu. Kobieta wiedziała, że Loki jeszcze nie jeden raz przysporzy jej niechcianych problemów – żywy czy martwy, wciąż stanowił niemałe zagrożenie. Nawet w jego obecnym położeniu, gdy był zdany jedynie na jej łaskę mógł okazać się znacznie bardziej niebezpieczny niż ktokolwiek mógłby się po nim spodziewać. Ale Hel znała swojego ojca na tyle dobrze, by mieć tą świadomość, że właśnie teraz, na końcu jego szalonego, pogmatwanego umysłu powoli rodzi się plan ucieczki – oszukał ją nie jeden raz i nic, ale to nic nie wskazywało na to, by miał zamiar zaprzestać.
- Wezwijcie go! – rozkazała krótko, zwracając się do zakapturzonych postaci, których lubiła nazywać Żniwiarzami. Można powiedzieć, że nadawali śmierci charakteru, przechadzając się po królestwie z kosami dzierżonymi w kościstych palcach. Ale ich głównym zadaniem było przede wszystkim wykonywanie zadań powierzonych im przez ich królową. I może jeszcze utrzymywali jej zdrowe zmysły w ryzach, aby samotność przypadkiem nie odbiła się piętnem na jej i tak już podupadłym zdrowiu psychicznym. W końcu komu przyda się szalona królowa?

***

Loki od bardzo długiego czasu nie był świadomy tego co działo się wokół niego. Nie wiedział jaki był dzień, jaki miesiąc, nie potrafił rozróżnić nocy od mroku, bo tylko takie występowały w Krainie Hel. Przez większość czasu siedział nieprzytomny w celi, zmuszając się do tego by dalej oddychać, by nie stracić zmysłów, niezależnie od tego jak bardzo tutejsze potwory starały się o to, by uczynić z niego szaleńca. Hel zadbała, by jego dusza wciąż była ściśle połączona z jego słabym ciałem, potęgując tym jego ból. Bo w końcu nie mógł umrzeć od ran, a jego skóra, ciało, kończyny nie mogły nie wytrzymać zadawanego im cierpienia, niezależnie od tego ile razy łamane czy rozrywane były – i tak następnego dnia lub, żeby było zabawniej, kilka dni później, wszystko wracało do normy. W ten sposób jego córka mogła w nieskończoność kontynuować swoje tortury, przynajmniej w połowie dopełniając swojej zemsty. Jakby miał jakikolwiek wybór co do tego gdzie ją umieścić. To był jedyny sposób, żeby zatrzymać ją żywą.
No… prawie żywą.
Ale ona tego nie rozumiała. Kobieta była przekonana, że zrobił to dlatego, by uczynić swoje własne życie znacznie wygodniejszym, bez córki na głowie, która bez przerwy zajmowałaby jego myśli. Jednak czy była blisko czy daleko, w odległej krainie – tak czy inaczej nie potrafił przestać o niej myśleć. Nie mógł powiedzieć, że zasługiwał na tytuł ojca roku, ale zrobił wszystko co było w jego mocy, by zapewnić jej bezpieczeństwo. I co dostał w zamian? Jedynie ból, cierpienie i wieczne męki – na tyle zdał się jego genialny plan.
Chyba nie oczekiwałeś, że przyjmie cię czerwonym dywanem i dźwiękiem harf? Zasłużyłeś na wszystko co cię spotyka, jeżeli nie ze względu na nią, to ze względu na wszystko inne. Zniszczyłeś tyle osób, że to nigdy się nie skończy.
Loki przeklął cicho, gdy głos w jego głowie po raz kolejny dał o sobie znać. Powoli zaczynał się zastanawiać czy może rzeczywiście nie oszalał; może to, że tu wylądował było jedynie nieuniknionym skutkiem, ironicznym podsumowaniem całego jego, niezbyt urokliwego, życia. Czy fakt, że już wcześniej słyszał w głowie ten przeklęty głos, coś na kształt kompasu moralnego, jego własnego kata – czy pobyt w piekle jedynie zaostrzy jego komentarze? A może jego życie to jedynie iluzja, przelotny sen, z którego jedyną prawdziwą rzeczą było jego szaleństwo? „Pleciesz głupoty. Samotność nigdy ci nie służyła” skarcił się w myślach, odsuwając na bok rozterki drugiego rzędu. Musiał się stąd wydostać, jeżeli nie dla siebie to chociażby dla Rose. Rose. Co się z nią stało, gdy umarła? Co stało się z jej duszą wielokrotnie splamioną przez działania Kłamcy? Sprowadził ją na złą drogę, zrobił z niej kogoś kim nigdy nie była, kim nigdy nie powinna się stać. Tylko dlatego, że Loki tego chciał, że jej potrzebował i nie potrafił pozwolić jej odejść.
- Królowa cię wzywa! – z przemyśleń wyrwał go chłodny, stalowy głos dochodzący zza kamiennych drzwi prowadzących do jego celi. Momentalnie poczuł jak temperatura w pomieszczeniu spada o kilkanaście stopni w dół, a jego skóra stopniowo zmienia swój kolor. To się nie dzieje, pomyślał, obserwując jak jego niezdrowo blade ręce z każdą sekundą przybierają niebieski odcień. Nawet nie zorientował się, gdy na jego błękitnym nadgarstku zaciska się trupia, koścista dłoń Żniwiarza sprawiając, że z trudem jest w stanie złapać kolejny oddech. Przed oczami pojawiają się czarne plamy, a on traci kontakt z rzeczywistością w momencie, gdy siłą zostaje wywleczony ze swojej celi.

Kiedy udaje mu się odzyskać przytomność znajduje się już w zupełnie innym miejscu; nie są to lochy, ani sala tortur, z którą zaznajomił się na tyle dobrze, by móc ją poznać nawet, gdyby jakimś cudem królowa postanowiła odebrać mu zdolność wzroku. Zamglonym, rozproszonym spojrzeniem rozgląda się wokół siebie, nie będąc w stanie skupić się na niczym co się tam znajduje. Ma wrażenie, że jego klatka piersiowa przygnieciona jest czymś co najmniej tak ciężkim jak młot Thora, a mimo wszystko wciąż jest w stanie oddychać. Nie rozumie co się dzieje, jego dotychczas czysty umysł, zaśmiecony jedynie nieprzychylnym mu głosem, teraz był całkowicie ogłupiały na okoliczności w jakich się znalazł. I to właśnie niepokoiło go najbardziej.
- Po raz kolejny mam przez ciebie problemy – cichy, melancholijny głos dobiegł go z któregoś punktu, umieszczonego sam nie był pewien gdzie. Ale był to znajomy głos, bardzo znajomy, choć on nie był w stanie zlokalizować w swojej pamięci tego skąd dokładnie go znał. Czemu miał wrażenie jakby jego mózg z nieznanych mu przyczyn stopił się w plazmę, z której on już na pewno nie będzie mieć żadnego pożytku? Czy to możliwe, że oszalał?
- Nie rozumiem… gdzie… gdzie jestem? – spytał, ochrypłym głosem, nie mogąc oswoić się z tym jak w tej chwili brzmiał. Jego wzrok wciąż błądził po ciemnym pomieszczeniu, całkowicie nie odnajdując się w otaczającym go mroku do którego już od kilku minut powinien był się przyzwyczaić. Dlatego prócz podejrzeń szaleństwa zaczynał rozważać ślepotę, choć nie mógł być już niczego pewien. Nie, gdy jego umysł został zmącony tak wieloma znakami zapytania, które zamiast znikać jedynie się powielały.
- No tak. Twój umysł. Nie martw się, ojcze, niedługo wróci ci jasność myślenia. W między czasie wytłumaczę ci powód twojego… przybycia – nieznany głos po raz kolejny odbił się echem po otaczającym go pomieszczeniu, wracając do niego z taką częstotliwością, że nie był w stanie powstrzymać się przed tym by zasłonić uszy przed niechcianym i wyjątkowo nieprzyjemnym, hałasem. I zrobiłby tu, gdyby nie szczęknięcie metalu oplatającego jego smukłe nadgarstki na tyle ciasno, by odcisnąć na nich swoje piętno. Kajdany. Był więźniem, był ojcem. Był martwy. Loki. Jego własne imię przyszło do niego w chwili olśnienia, wracając mu resztę jego sprawnego umysłu, zwracając mu wzrok i wrażliwość na doznania zewnętrzne. Wciąż czuł się wyobcowany we własnym ciele, jednak zdecydowanie wolał to od ziejącej w czaszce pustki i braku zdolności do oceny obecnej sytuacji. A z tego co zdołał wywnioskować przez te kilka dłużących się sekund to tyle, że jego sytuacja była… patowa. Bo zdążył się przekonać, że jedyną rzeczą gorszą od tortur była jego córka we własnej osobie, zwracająca się do niego w tak spokojny sposób jakby zaraz miała go skrócić o głowę. Gorzej będzie, jeżeli w przypływie pomysłowości posunie się do tego, że Loki będzie musiał tą głowę własnoręcznie złapać.
- Jeżeli znudziło ci się torturowanie mnie to zapewniam cię, jestem o wiele bardziej przydatny poza więziennymi lochami – odpowiedział nonszalancko, skupiając zielone tęczówki na znudzonej twarzy Hel. Na jej lewym ramieniu usadził się czarny szkielet kruka, którego kobieta co jakiś czas raczyła kawałkami mięsa i czarnowłosy musiał się bardzo postarać, by nie obrazować sobie tego w jaki sposób pozyskała owo mięso. Jednego był pewien – nie należało ono do zwierzęcia.
- Nie jesteś mi do niczego przydatny. Zrobiłeś więcej złego nawet nie wychylając się poza swoją celę. A teraz wszystkim nam przyjdzie za to płacić ogromną cenę – spokój Hel uderzył w Lokiego znacznie mocniej niż gdyby wymierzyła w niego gniewnym tonem. A dodatkowo wprowadziła go w znaczną dezorientację, co w jego przypadku było nie lada wyczynem.
- Chyba musisz mówić jaśniej, córeczko. Znany jestem z wielu umiejętności, ale czytanie w myślach zdecydowanie nie jest jedną z nich.
- Chyba znana ci jest przepowiednia dotycząca Regnaroku? – spytała nagle kobieta, na co otrzymała zdziwione spojrzenie czarnowłosego i delikatne skinienie głową, choć z jego twarzy można było wyczytać jawne zaciekawienie. Nie mógł się nawet spodziewać do czego ta zmierza.- Ale jestem prawie pewna, że nie masz pojęcia o tym, że wszystkie apokalipsy połączone są ze sobą nierozrywaną więzią.
- No oczywiście, że tak. Gdy jedyna kraina upada, reszta upada wraz z nią. To chyba oczywiste…
- Nie, Loki. Nie mówię tu tylko o naszych krainach. Nie jesteśmy sami. Istnieje znacznie więcej niż dziewięć krain, które zdążyłeś poznać wzdłuż i wszerz podczas swojego życia. Wszechświat jest znacznie bardziej złożony, ale przekonałam się o tym zdecydowanie za późno – przerwała na chwilę, gwałtownie podnosząc się z majestatycznego tronu i nie zważając na swoją pozycję, zeszła po schodach, powoli kierując się w stronę klęczącego u jej stóp, Lokiego. Dopiero z bliska była w stanie zobaczyć w jak opłakanym stanie było ciało jego ojca; tortury dały swój rezultat o wiele mocniej niż początkowo planowała. Zużyte brudne szaty niechlujnie wisiały na kościstym ciele czarnowłosego, a przez jego cienką, bladą skórę bardzo widocznie przebijał się ostry szkielet, zamieniający byłego boga w kreaturę bliską truposzowi. Kości policzkowe mężczyzny odznaczały się na zmęczonej twarzy znaczenie wyraźniej niż do tej pory, natomiast zielone oczy utraciły swój żywy kolor i przybrały barwę brudnego stawu. I jak ona miała to teraz odkręcić?
- Pradawne wyrocznie związały ze sobą trzy różne wyznania, wydając na nie ten sam wiążący wyrok. Narodziły się razem i razem miały umrzeć. A jeden nordycki bóg miał zacząć apokalipsę reszty – dokończyła, patrząc znacząco na Lokiego, którego wyraz twarzy powoli zmieniał się ze zdziwienia na stopniowe rozumienie tego co właśnie powiedziała Hel. On miał zacząć apokalipsę. On był początkiem końca. Szkoda tylko, że nikt go wcześniej nie ostrzegł, że jego osoba będzie początkiem końca więcej niż dziewięciu światów, które znał od dziecka.
- Ale ja nie żyję. Jak niby miałabym rozpocząć Regnarok skoro gniję w twojej krainie? – spytał, gdy jego zmęczony umysł nie potrafił dłużej łączyć obcych mu faktów. Zbyt wiele nowych informacji spływało na niego w zbyt krótkim czasie, a on nie potrafił zrobić nic więcej jak zdać się na swoją córkę, licząc, że będzie na tyle przychylna by wytłumaczyć mu zaistniałe nieścisłości. W końcu po to go chyba wezwała.
- Właśnie w tym cały problem. Nie żyjesz. Twoja śmierć spowodowała rozłam w łańcuchu stworzonym milenia przed tym jak się urodziłeś. Otworzyłeś pomiędzy nami takie dziury czasoprzestrzenne, że bogowie bez problemu zaczęli przechodzić między krainami, jakby przechodzili przez otwarte wrota. Nastał chaos, Loki. Chaos w którym przyjdzie nam zginąć znacznie gorszą śmiercią niż to co czekało cię ostatnim razem.

Mężczyzna otworzył szerzej oczy, nie spodziewając się tak skomplikowanej odpowiedzi. Nie spodziewał się również, że zostanie ona wypowiedziana z tak wieloma emocjami; w końcu Hel zdecydowanie nie należała do tych ‘wylewnych’ kobiet. Jeżeli chaos wywołuje u Królowej Zmarłych tak silne wzburzenie to ich sytuacja jest gorzej niż patowa. Jest beznadziejna. Z drugiej strony… Loki był bogiem chaosu. Nikt inny nie odnajdywał się w zamieszaniu tak dobrze jak on. Wystarczyło jedynie, żeby wydostał się z tej śmierdzącej zgnilizną krainy, a z łatwością doprowadzi wszystko do znanego im porządku.
- Wypuść mnie – zaczął, a widząc jak jedna brew na kościstej twarzy Hel unosi się w górę, uśmiechnął się cwaniacko, przywołując do siebie najczęściej używaną przez niego maskę. Maskę kłamcy. - Dobrze wiesz, że tylko ja jestem w stanie to naprawić. Z tego co rozumiem różni bogowie pozmieniali swoje stanowiska, apokalipsa może przyjść nieoczekiwanie i to nie z mojej winy, a to znaczy, że potrzebujesz kogoś kto pogrzebie trochę w chaosie by wydobyć z niego porządek. Chyba nie znasz osoby, która nadawałaby się do tej pracy lepiej niż ja.
Hel patrzyła chwilę na ojca z powątpiewaniem jasno wypisanym na jej zmęczonej twarzy. Ale nie miała wyboru. Dobrze wiedziała, że jedynym sposobem na wyjście z problemu jest główny jego sprawca. Zwalczała ogień ogniem i to jak na razie była jej jedyna broń. Nawet tytuł Królowej Zmarłych na niewiele się zdał w zaistniałej sytuacji.
Jeden ruch dłoni przywołał Kłamcę do porządku, pozbawiając go raniących nadgarstki kajdan i odziewając go w jego standardowy strój, dodatkowo wracając mu nieco zdrowia na którym usilnie żerowała podczas jego pobytu w Krainie Zmarłych. Intensywna zieleń wróciła do jego tęczówek, a wraz z nią wrócił charakterystyczny błysk zwiastujący nadchodzące problemy.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, by naprawić szkody, które wyrządziłem. Możesz mi zaufać – powiedział czarnowłosy, kłaniając się przed kobietą, a na jego ustach po raz kolejny zawitał niebezpieczny półuśmiech.
- Tobie nie wolno ufać, Loki – Hel odparła beznamiętnie, odwracając się do niego plecami i po raz kolejny zasiadła na swoim tronie, obserwując jak jej ojciec powoli oddala się w stronę wyjścia z Królestwa. Właśnie wtedy przypomniała się o jeszcze jednej istotnej sprawie z którą powinna zaznajomić Kłamcę.- Jest jeszcze jedna rzecz, która może cię zaciekawić – powiedziała, sprawiając, że Loki zatrzymał się wpół kroku, obracając się w stronę kobiety. – Twoja Rose nie przepadła. Wciąż możesz ją odzyskać.
- Skoro nie ma jej u ciebie to raczej wątpię w to, żeby Valhalla oddała mi ją z powrotem.
- Oh, nie odda ci jej. Bo jej nie posiada. Przejął ją mój… kolega po fachu. Ale ostrzegam – kobieta przekrzywiła głowę, ukazując swoją mniej urodziwą stronę, rozciągającą się w krzywym uśmiechu – jest znacznie trudniejszy w obyciu ode mnie.


***

Dziewczyna nie była pewna tego gdzie się znajduje, jakim cudem się tu znalazła, ani jak długo leży zamknięta w czterech ścianach widząc jedynie ciemność i słysząc krzyki oraz ujadanie ludzi, błagających o litość. Czuła pieczenie skóry, to jak powoli żarzące uczucie wypalało ją od środka, tak że obawiała się, że niedługo nie pozostanie z niej nic więcej jak resztki dymu i siarki. Chciała krzyczeć, ale każda próba wydania z siebie choć odrobiny głosu kończyła się tym, że dźwięki dławiły się w jej gardle pozostawiając ją bez tchu i chęci na dalszą walkę. Nie miała pojęcia jak długo będzie w stanie to jeszcze znosić.
- I co ja mam z tobą zrobić? – niespodziewanie usłyszała obok siebie głos. Nie przypominał on żadnego z tych, które krzyczały do niej o pomoc. Nie, ten głos był przyjemny dla ucha, głęboki, z delikatną chrypką drażniącą struny głosowe. Ale wciąż był dla niej niczym więcej jak obcym głosem, mówiącym do niej bardziej logicznie niż morze innych głosów, które nie miały najmniejszego sensu. I to zaczynało ją martwić, bo miała okazję żyć w tak dziwnych miejscach, że wcale nie zdziwiłaby się, gdyby następnym krokiem byłaby utrata zmysłów. Czy ona w ogóle umarła czy to był jedynie koszmar z którego nie potrafi się obudzić?
- Nie śnisz, skarbie. Nie jestem aż tak zdolny by kontrolować twoje zdrowie psychiczne, więc tu też nie ma powodów do obaw – po raz kolejny tajemniczy mówca odezwał się do niej, ale tym razem słyszała w jego głosie znaczące rozbawienie. Jej nie było do śmiechu. – Zaczynam mieć wrażenie, że możesz mi się przydać, Rose.
Nagle oślepiło ją światło. Jej ręce skrępowane były za jej plecami, natomiast ona klęczała na środku przestronnego pomieszczenia, choć jeszcze chwilę wcześniej była całkowicie pewna, że leżała na zimnej posadzce w klaustrofobicznej celi. Dodatkowo otaczające ją głosy całkowicie ucichły, pozostawiając po sobie przyjemną, dudniącą w uszach ciszę. Nigdy nie była za nią tak wdzięczna jak teraz. Niepewnie rozejrzała się wokół, skupiając uwagę na symetrycznych kolumnach, umieszczonych w każdym z czterech rogów kwadratowego pomieszczenia wyłożonego zdumiewającym, czerwonym marmurem. Była pewna, że kolor budowli sprawia dziwne wrażenie, jakby ten płonął. Naprzeciwko niej znajdował się natomiast znaczących rozmiarów tron na którym rozsadzony był mężczyzna, którego głos słyszała wcześniej. Ale skąd wiedziała, że należał właśnie do niego?
- Łatwo zapadam w pamięć. To jedna z moich niewielu zalet – odparł i teraz Rose była pewna, że to on wcześniej prowadził z nią tą specyficzną jednostronną rozmowę, która swoim charakterem zahaczała o monolog. Zmrużyła oczy, dokładniej przyglądając się twarzy nieznajomego. Był przystojny, temu nie mogła zaprzeczyć. Smukłą twarz, naznaczoną kilkoma zmarszczkami okalał delikatny, ciemny zarost. Pełne usta, wykrzywione były w delikatnym uśmiechu, natomiast jaskrawo niebieskie oczy lustrowały drobną sylwetkę dziewczyny jakby chcąc ocenić to o czym ta myśli. Ubrany był w czerń, jednak nie był to prosty garnitur, jakiego mogłaby się spodziewać. Jego strój wyglądał jak wyrwany z XVI wiecznej Francji, z kołnierzem przeplatanym czerwoną, krwistą nicią i czerwonymi zwiewnymi rękawami. Dziewczyna powoli zaczynała mieć wrażenie, że zamiast umrzeć przypadkowo cofnęła się w czasie.
- Spokojnie, wciąż tkwisz w swoim ulubionym XXI wieku. Ja natomiast zawsze miałem słabość do mody Walezjuszów. Nie można winić mężczyzny za jego upodobania, zwłaszcza, gdy to jedna z niewielu rzeczy o których może decydować – nieznajomy odpowiedział na myśli Rose, po raz kolejny wyprowadzając ją tym z równowagi.
- Kim jesteś? – zapytała w końcu, zdumiona tym, że wreszcie była w stanie przemówić. Jej głos był stanowczy, choć nieco zachrypnięty, ale to nie przeszkadzało jej, by wyrazić w tych dwóch słowach cały gromadzący się w niej gniew. W ostatnim czasie miała go pod dostatkiem.

- Oh no tak, gdzie moje maniery – mężczyzna zaśmiał się, a Rose mogła przysiąc, że widziała jak w jego oczach przez ułamek sekundy tańczą czerwone iskierki. Obserwowała jak ten podnosi się z tronu i wolnym, ostrożnym krokiem zbliża się w jej stronę, ostatecznie kucając naprzeciwko niej. Jego dłoń powędrowała na jej podbródek, nakierowując jej spojrzenie prosto na przejrzyście niebieskie tęczówki.- Mam na imię Hades, a ty, Rose od teraz jesteś moją zabawką.