niedziela, 20 lipca 2014

Rozdział 54 "Pamiętaj o tym"

JESTEM!
Powróciłam z zaświatów, aby kłaniać się przed Wami i po stokroć przepraszać, za.... 3 miesięczną (!!!) nieobecność. Powiem Wam szczerze... napisanie tego rozdziału było prawdziwą walką. Pisałam go w odstępach, dopisując zaledwie po kilku zdaniowym akapicie. Było BARDZO ciężko. Wena mnie olała i poszła sobie nie wiadomo gdzie (jeżeli mnie słyszysz weno, to pliss wróć!).

A teraz inna sprawa...
Jak tam wakacje? :3
Ja jakis tydzień temu wróciłam z obozu kuchni artystycznej, a w czwartek jadę na malarsko-rysunkowy :3 Będę w swoim żywiole ^^ Pod koniec sierpnia prawdopodobnie jadę z rodzicami do Tunezji lub Turcji, ale jeszcze nie wiadomo. Boże, te wakacje tak szybko mijają, że jak tylko pomyśle, że już za 1,5 miesiąca do szkoły, że czeka mnie 3 klasa gimnazjum... MASAKRA!! No ale cóż, póki co staram się o tym nie myśleć. W końcu mamy wakacje! :3

Od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia kiedy uda mi się napisać następny rozdział. Muszę najpierw dokładnie przemysleć co będzie się w nim działo, bo znowu mam pustkę w głowie (eh, gdzie te wszystkie pomysły, no gdzie?!). 
Czekam na komentarze pod rozdziałem i na opinię. Serio nie jestem zachwycona tym co napisałam, oczekiwałam zupełnie czego innego, innego efektu. No ale trudno.
Miłego czytania,

Mrs. Darkness






    Rose chodziła po zamku, zaglądając w każdy jego zakamarek. Do tej pory zdążyła już obejrzeć królewską kuchnię, miejsce przebywania służby, łaźnię oraz zbrojownię. Każde z pomieszczeń było na swój sposób wyjątkowe i… magiczne. Dziewczyna nadal nie mogła uwierzyć, że jej bratem był król takiej cudownej krainy jaką był Alfheim i że ona sama była w połowie elfem. Musiała wieść niesamowite życie póki nie straciła pamięci. Valestil nie chciał jej powiedzieć co było powodem jej amnezji, ponieważ stwierdził, że nie ma sensu wprowadzać w jej życie smutnych lub traumatycznych wydarzeń. 
    - Troszczy się o mnie….- powiedziała cicho do siebie Rose, przybierając na twarz promienny uśmiech.         Odkrywała świat na nowo, a razem z nim poznawała nowe emocje oraz doznania. Była niczym dziecko, które dopiero uczyło się chodzić i mówić. Wszystko było dla niej cudownym doświadczeniem, zapewne jednym z wielu jakie ją jeszcze spotkają. Cieszyła się, bo w gruncie rzeczy miała czyste konto. Każdy błąd popełniony w przeszłości nie miał prawa jej teraz zaszkodzić. W każdym razie miała taką nadzieję.
    Dziewczyna wkroczyła wreszcie do ogrodu. I nie spodziewała się, że w tym momencie ujrzy najpiękniejsze miejsce w całym wszechświecie. Dookoła niej posadzone były kwitnące wiśnie, których delikatne płatki porywał lekki wicherek. Cóż za cudowny widok. Trawa tu była soczyście zielona, kwiaty wydzielały cudowną woń. Po prostu raj…
    Na ławie położonej pod jednym z drzew ujrzała tego czarnowłosego mężczyznę, który podobno uratował jej życie. Siedział w samotności, patrząc uważnie przed siebie. Rozmyślał. Bez zastanowienia Rose postanowiła do niego podejść, aby podziękować. Wyrazić wdzięczność za ocalone życie.
    - Czy nie przeszkadzam Panu?- spytała, kiedy znalazła się przy chłopaku.
    - Co?- spojrzał ze zdziwieniem na dziewczynę, jakby wybudziła go ze snu.- Ah, oczywiście że nie przeszkadzasz. Możesz mówić mi Loki.
    Loki… pomyślała. Kojarzyła skądś to imię, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Czyżby ten mężczyzna już wcześniej pojawił się w jej życiu? Może był jej przyjacielem?
    - Może to głupie pytanie, ale… czy my się już wcześniej znaliśmy?


&&&


    Loki nie miał pojęcia jak ma odpowiedzieć na postawione przez dziewczynę pytanie. Czy po wszystkim o czym się dowiedział od Odyna powinien wyznać jej prawdę? A może wytrwać przy planie Valestila i dalej ciągnąć to idiotyczne kłamstwo? Ale nie chciał tego, nie chciał jej oszukiwać. Dobrze zdawał sobie sprawę, że wyrządził jej ogromną krzywdę pozbawiając ją pamięci, ale… Nie! Nie było dla tego co zrobił, żadnego wytłumaczenia. Po prostu nie powinien tego robić, nie po tym co razem z nią przeżył. A teraz stał przed dylematem, który prawdopodobnie zaważy na ich być albo nie być.
    - Owszem, znaliśmy się. I to nawet dość… dogłębnie- powiedział wreszcie, podejmując tym samym ostateczna decyzję.
    - Heh… Żałuje, że nic z tego nie pamiętam…
    - Nie pamiętasz, ponieważ…- już miał dokończyć zdanie kiedy poczuł kłujący ból w piersi. Promieniował on od klatki piersiowej aż po palce u rąk. Wydawało mu się, że jego ciało płonie, a każdy kolejny ruch, choćby drgnięcie, sprawi że spali się żywcem. Nie mógł już logicznie myśleć. Nawet się nie obejrzał jak znalazł się na ogromnym pustkowiu, wśród skał. Niebo było ciemne, a temperatura spadła o kilkadziesiąt stopni. Ból nieco zmalał, jednak to wcale nie poprawiło mu nastroju. Postarał się dźwignąć z ziemi, jednak nie miał wystarczająco dużo siły. Podjął druga próbę i kiedy już prawie stał na nogach ktoś pchnął go z tak wielką mocą że poleciał na odległość paru metrów w tył.
    - Wiedziałem, że mnie zdradzisz, ale sądziłem że zrobisz to nieco później. No cóż, zawiodłem się- Kłamca usłyszał znajomy mu głos. Spojrzał w górę i ujrzał stojącego przed nim Valestila. Wydawał się bardziej potężny niż go zapamiętał. 
    - O ile się nie mylę jeszcze do niedawna nie byłeś w stanie wyczarować nawet portalu, więc jak to możliwe że użyłeś na mnie tak skomplikowanego zaklęcia?- spytał Loki, przyglądając się uważnie władcy. 
    - Oh to nie ja używałem magii, tylko ona- odpowiedział król, wskazując na Amorę, która nagle pojawiła się obok niego. Na twarzy czarodziejki widniał jadowity uśmiech, natomiast w jej oczach szalały iskierki, które zwiastowały żądze zemsty.
    Kiedy ona sobie w końcu odpuści, pomyślał Loki.
    Póki cię nie zabije. Jego podświadomość dobrze wiedziała kiedy zafundować Kłamcy porządną dawkę wsparcia.
    Powinieneś wiedzieć, że Amora nie spocznie póki nie skończysz wąchając kwiatki od spodu. Powinieneś być na to gotowy. Czemu zawsze narażasz swoje plugawe życie z tak głupich powodów jak poczucie winy? Pożegnaj się z tym światem czarodzieju, bo już nie długo zajmiesz miejsce obok Hel i innych nieszczęśników.
    Loki dobrze wiedział, że to jego koniec. Nie miał najmniejszych szans z Amorą, tym bardziej że ta kraina osłabiała jego moce. Valestil dokładnie wszystko przemyślał. Musiał wiedzieć, że ten wcześniej czy później zdradzi go; musiał mieć plan B. Kłamca był pod ogromnym wrażeniem jego zdolności w planowaniu i zaczął żałować, że nie udało mu się wykorzystać młodego władcy. Byłby świetną i przydatną marionetką.
    - Kłamco, prawda jest taka, że od samego początku przeznaczone ci było zginąć. Jednak nie z rąk moich czy też Amory. Zginiesz z własnej inicjatywy- powiedział Valestil, uśmiechając się złowrogo.
    - Chyba nie do końca rozumiem… Czemu miałbym sam pozbawiać siebie życia. Może jestem umysłowo niestabilnym szaleńcem, ale chce pozostać jeszcze trochę na tym świecie.
    - Ty chyba nadal niczego nie rozumiesz. Ale to dobrze, będzie niespodzianka-stwierdził władca, odchodząc na bok. Na jego miejsce, dumnym krokiem, weszła Amora. Patrzyła na Lokiego jak na ostatnią zarazę, którą niezwłocznie trzeba wybić, aby przypadkiem nie rozpowszechniła się po świecie. Kłamca coraz bardziej uświadamiał sobie że czarodziejka, pod względem zemsty, jest większą wariatką od niego. A to już było naprawdę dziwne.
    - Zanim jednak przejdziemy do rzeczy, chcemy ci coś pokazać. Można powiedzieć, że to taki mały prezencik ode mnie dla ciebie. Oby ci się spodobał- powiedziała Amora, również odsuwając się na bok.
    Przed Lokim pojawił się świetlisty pył, zwyczajowo używany do ukazywania tego co dzieje się w innym miejscu, w danym momencie. Obraz pokazał pałacową sypialnie, w której siedziała Frigga. Krzątała się po pokoju, układała książki na półkach, sprzątała w szafkach. Nie wysługiwała się służkami jak reszta bogiń. Chciała zachować choć resztki człowieczeństwa. 
    Kłamca poczuł kłujący ból w piersi. A może to był ból serca? Nadal pamiętał jak bardzo zranił matkę, swoimi słowami. Brzmiało to zupełnie tak jakby się jej wyrzekał, jakby ta nigdy nic dla niego nie znaczyła, ale to nie była prawda. Frigga była jedyna osobą w całym wszechświecie, którą prawdziwie i jawnie darzył miłością. I nie wstydził się tego, bo wiedział że ona nigdy się go nie wstydziła. Nawet wtedy kiedy ją ranił, uważała go za swojego syna.
    Nagle do pokoju jego matki wkroczyła jakaś osoba. Z początku Loki nie widział kto to jest, ale kiedy wreszcie ją ujrzał, nie mógł uwierzyć własnym oczom. W drzwiach stał… on sam. To wszystko nie mieściło mu się w głowie. Amora stworzyła jego sobowtóra. Tylko pytanie brzmiało: po co? Po co miałby to robić?
    -Matko musimy porozmawiać- powiedział „Loki”, delikatnie dotykając ramienia Friggi. 
    - O co chodzi?- spytała kobieta, odwracając się do „syna” i przybierając zaniepokojony wyraz twarzy.
    - Przepraszam cię- powiedział sobowtór, po czym wbił nóż w serce bogini. 
    - Nieee!!!- krzyknął Kłamca, próbując dźwignąć się do góry; na próżno. 
    Na delikatne skinięcie Amory, przed Lokim pojawiła się jeszcze żywa, Frigga. Jej lawendową suknię pokryła rubinowa krew, lecz jej twarz nie wyrażała cierpienia. Była raczej wprowadzona w stan błogości. 
    - Matko, proszę nie umieraj…- powiedział cicho Loki, kładąc jej głowę na swoich kolanach. Starał się skupić w sobie całą energię, aby użyć zaklęcia uzdrawiania. Jednak nie miał wystarczająco mocy, aby tego dokonać. Nie mógł jej już pomóc. I to właśnie najbardziej go bolało, ta bezsilność. Czuł, że cały jego dotychczasowy świat upada, a jego miejsce zajmuje ciemność. Już wcześniej było mu ciężko, ale teraz, po stracie najważniejszej dla niego osoby, umierał. Lód okalający jego serce, natychmiastowo stopniał. Bolało jak cholera, ale nie umiał powstrzymać tego bólu.
    Loki, słyszysz mnie? Kłamca usłyszał cichy głos, jego matki. Kontaktowała się z nim przez myśli.
    Tak. Odpowiedział. Nie wiadomo dlaczego, ale nie miał ochoty na tę rozmowę. Wiedział, że po niej będzie się czuł sto razy gorzej, że nigdy nie wybaczy sobie tego co się stało. Bo z całą pewnością była to rozmowa pożegnalna. Ostatnia jaką poprowadzą na tym świecie.
    Loki, chce ci powiedzieć, że zawsze będziesz moim synem. Nie ważne jakie błędy w swoim życiu popełniłeś, nie ważne ile osób zraniłeś. Ty zawsze będziesz moim synem, którego uczyłam mówić, którym zajmowałam się tyle lat. Pamiętaj o tym Loki. Pamiętaj, że cię kocham.
    Serce w piersi Friggi przestało bić, a jej oddech ustał. Odeszła. 
    Loki nie mógł uwierzyć w słowa, które usłyszał od matki. Zawsze wiedział, że traktowała go jak syna, ale nigdy nie powiedziała mu niczego takiego jak przed chwilą. Kłamca poczuł, że stracił najważniejszą kobietę w jego życiu i że już nigdy nie będzie mógł z nią porozmawiać. Dopiero teraz uderzyła go strata. 
    Po policzku Kłamcy popłynęła łza. Nawet nie starał się jej powstrzymywać. Już nie miał ochoty zgrywać osoby twardej, bo dobrze wiedział, że przez to żył w kłamstwie. Koniec iluzji.
    - Och jakie to smutne. Adoptowany synek płacze za przyszywana mamusią. Tak bardzo mi przykro- powiedziała Amora, a jej śmiech rozniósł się po pustkowiu. 
    I w tym momencie smutek minął. Jego miejsce przejęła żądza zemsty. Tym razem wybrała idealny moment. 
    Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni. Pomyślał Loki, podnosząc się z ziemi.

c.d.n