wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział Specjalny "Merry Christmas for everyone!"

Tak, wiem.... Zabijecie mnie za tak dłuuuga nieobecność. Zawaliłam i to po całej linii. Pozostaje mi tylko przepraszać, że wstawiam rozdział niemal w święta, bo o takiej a nie innej godzinie. I, że nie jest to rozdział jakolwiek związany z opowiadaniem.No cóż... Do niego póki co nie mam weny, jednak stwierdziłam, że nie zostawie Was z niczym. Dlatego też napisałam rozdział specjalny. Odbiega on całkowicie od mojej historii, jednak jej głównym bohaterem jest Loki. A jako, że do świąt pozostało... kilka sekund... temat rozdziału w klimacie świątecznym :D

Mam nadzieję, że wszystkim sie spodoba i że uda mi sie Was przekupić tym rozdziałem :D Niech słuzy jako rozgrzeszenie :3 A posta już całkowicie związanego z historią postaram się wstawić przed Nowym Rokiem, a jak mi sie nie uda to jakoś 3 ;)


Boziu ale się dzisiaj narobiłam. Rano (czyli ok. 11, bo nie udało mi sie wczesniej obudzić) wstałam, umyłam się i ruszyłam szybciutko do Empika, aby kupić prezenty. Oczywiście spotkałam się tam z tłumem dzikich ludzi, którzy przybyli w dokładnie tym samym celu. Kiedy już znalazłam to co potrzebowałam, pofrunęłam z powrotem do domku ( na szczęście mam blisko) i zjadłam obiadek. No a potem? Robienie sałatki warzywnej z mamą (jak ja nie cierpię kroić tych warzyw na takie małe kostczki ;_;). Chwilke pobrzdąkałam na gitarce (to co umiem, czyli 3 kolędy i "Jedzie pociąg z daleka" i jakąś kołysankę XD) i wziełam się za moje ulubione zajęcie- pakowanie prezentów -.- Ughhh... Nie cierpię tego! No na koniec pozostało ubranie choinki. A nie dawno skończyłam pisac ten rozdział i mam nadzieje, że serio Wam się spodoba ;D

Enjoy :)




24 grudnia, Londyn

Loki szedł zaśnieżonymi ulicami Londynu, przyglądając się świątecznym wystawom w witrynach sklepów. Wszystko wokół niego było w tym czasie niezwykle kolorowe, błyszczące, przyciągające uwagę przypadkowych przechodniów. Bombki, łańcuchy, renifery, czekoladowe słodkości w kształcie św. Mikołaja- wszystkie te rzeczy były podstawą świątecznych dekoracji.  Do tego jeszcze ta sztuczna uprzejmość ludzi, zakładanie życzliwej maski tylko na okres tych kilku dni.  Cała ta Bożonarodzeniowa szopka, doprowadzała Lokiego do białej gorączki. Nie rozumiał po co świętować narodziny kogoś, kto nie istniał. Nie rozumiał po jaką cholerę ludzie tak wielką uwagę poświęcają  wydawaniu pieniędzy na nic nie znaczące prezenty oraz dekoracje, które i tak resztę roku będą leżały schowane głęboko w pudłach.  A najbardziej nie mógł zrozumieć tego, że w każdym domu znajduje się choinka, która właściwie nic nie znaczy, nie ma przekazu. Dla niego było to jedynie wycięte drzewo, które potem, po okresie świątecznym, wyląduje w śmietniku.
Kłamca nie mógł się przyzwyczaić do tej dziwnej tradycji panującej na Ziemi. Myślał, że po wszystkich opowieściach Thora na temat świąt, uśmiechniętego brodacza rozdającego prezenty dzieciom oraz atmosferze, która panuje podczas wigilijnej kolacji, zmieni swój stosunek do tego dnia. Mylił się. Nie cierpiał tego okresu. Na każdym kroku słyszał jak ktoś życzy mu „wesołych świąt” i czuł, że tym samym zobowiązuje go do odwzajemnienia życzeń. Tyle, że… on nie miał zamiaru tego robić.
W jego głowie poczęły rodzić się przeróżne pomysły na to, jak można by tym żałosnym ludziom uprzykrzyć ten „cudowny” okres. Przecież kto inny byłby w stanie stworzyć chaos na tak szeroką skalę jak nie on? Jego zapał zgasł jednak wraz z chwilą w której uświadomił sobie jakie mogą być konsekwencje jego zachowania. Wściekły Odyn, więzienie i kolejna kara. O nie! Nie miał najmniejszego zamiaru kolejnych kilkudziesięciu lat spędzić zamknięty w celi. Musiał po prostu jakoś przeżyć tą uciążliwą atmosferę świąt i nie zabić przy okazji kilku osób.

Wreszcie Loki zatrzymał się przed małą kawiarenką, ozdobioną w staromodny sposób. Jak wszędzie, jej szyby pokrywał sztuczny śnieg, a szyld obwieszony był śnieżnobiałymi lampkami.  Jednak mimo tych drobnych, świątecznych ozdób, Kłamca bez wahania postanowił wejść do środka. Na zewnątrz było niesamowicie zimno, nawet jak dla niego- osoby urodzonej w zimnie. Kiedy otworzył drzwi, zadzwonił mały dzwoneczek oznajmiający przybycie nowego klienta.  Niemal od razu podeszła do niego uśmiechnięta kelnerka, z tacą w ręku. Była bardzo drobna, ubrana w czarną, prostą sukienkę i brązowy sweterek. Miała długie blond włosy, które splotła w warkocz, luźno opadający jej na plecy oraz niesamowite, błękitne oczy. To właśnie one zwróciły uwagę Lokiego, który nie mógł oderwać od nich wzroku.
- Napije się pan kawy?- z zamyślenia wyrwał go delikatny głos kelnerki.
- Tak, poproszę- odparł Loki, uśmiechając się do dziewczyny.
- To niech pan usiądzie, to zaraz panu przyniosę.
Kłamca posłuchał i rozsiadł się przy małym stoliku w rogu pomieszczenia. Powoli zaczął zdejmować z siebie odzienie wierzchnie, które powiesił na niewielkim, czarnym wieszaku. Jego uwagę szczególnie zwrócił wystrój kawiarni. Ściany pomalowane były w odcienie brązu, natomiast na nich zawieszono przeróżne zdjęcia. Jedne przedstawiały czarnobiałe miasta, inne natomiast fotografie założycieli tego miejsca. I zobaczył ją, tą kelnerkę. Na jednym zdjęciu pokazana była na plaży, na innym w Paryżu. Na wszystkich towarzyszył jej promienny uśmiech i cudowne, błękitne oczy.
Czuł, że bije od niej jakaś niezwykła siła, która bynajmniej nie była magią. To coś innego… Tylko jeszcze nie wiedział co.
- Proszę, oto pańska kawa- powiedziała dziewczyna, która nagle pojawiła się przed Kłamcą z filiżanką w ręku. Położyła ją przed nim na stoliku i już wydawało się, że odejdzie, jednak ta tylko spojrzała w stronę czarodzieja z uśmiechem na ustach.
- Czy nie przeszkadzałoby panu gdybym się dosiadła? – spytała grzecznie, wlepiając w niego swoje piękne oczy.
- Oczywiście, że nie.
- Jestem Alice- odparła dziewczyna, wyciągając rękę w stronę Lokiego i siadając na krześle obok.
- Miło mi. Loki.
- Loki? To dość nietypowe imię…
- To moje…. Przezwisko. Nie korzystam z imienia już od wielu lat- skłamał czarodziej, uśmiechając się sztucznie. Wiedział, ze nie powinien wypowiadać swojego imienia publicznie. Nigdy nie wiadomo, kto mógłby siedzieć stolik obok.

- No dobrze, Loki. To jak spędzasz święta? Z rodziną?- spytała Alice.
Kłamca nie miał pojęcia jak mógł odpowiedzieć na to pytanie. W końcu… on nie miał rodziny. I niezależnie od tego jak piękne sentencje wygłaszał Thor czy Odyn… On nigdy nie poczuje się wśród nich jak w rodzinie. Wiedział, że został adoptowany, zdany na łaskę Wszechojca… Bo to w końcu on go ocalił, po tym jak Laufey go porzucił. Mimo wszystko to nie sprawiło, że stał się jego synem. Służył jedynie za kartę przetargową w zawarciu pokoju w Jottunhaimie. Był dla nich nikim. Potworem, wyrzutkiem, zerem…
- Hej! Wszystko dobrze? Strasznie zbladłeś…- z przemyśleń wyrwała go dziewczyna, która patrzyła na niego niezwykle zatroskanym wzrokiem. Trochę pod tym względem przypominała  mu Frigge- jedyną osobę na której mu szczerze zależało.
- Wszystko w porządku. Z rodziną… nie mam zbyt dobrych stosunków… Ten czas spędzę chyba we własnym gronie- powiedział, uśmiechając się blado. Zrobiło mu się… przykro? Nie cierpiał tego okresu, ale nikt nie lubi być sam.  
- Nie! Tak nie może być. Nikt nie może spędzać świąt samotnie. Dlatego zapraszam cię do mnie, na kolacje. A potem zabiorę cię w wyjątkowe miejsce. Na pewno ci się spodoba-  powiedziała podekscytowana Alice.
Loki nie mógł uwierzyć w to, że ta dziewczyna jest w stanie zaprosić nowo poznanego mężczyznę na kolacje do swojego domu. Przecież ona nie wiedziała czy on nie jest przypadkiem mordercą czy kimś podobnym. Jej ufność pokazywała, że była naiwna, ale również że niezwykle wierzyła w ludzi.
- Jeżeli to nie będzie żaden problem… Będzie mi bardzo miło.

&&&

Loki przyjechał o umówionej godzinie w podane przez Alice miejsce.  Kiedy wyszedł z taksówki zobaczył przed sobą niewielki domek, z ogródkiem, który w tym momencie zasypany był śniegiem. Powoli przeszedł przez niedomkniętą bramę i po kamiennej dróżce doszedł do drewnianych drzwi. Zapukał.
- Już idę!- dobiegł z wewnątrz przygłuszony głos jakiejś kobiety. Już po chwili drzwi otworzyła mu starsza pani, ubrana w ciemną sukienkę, na którą nałożony miała niebieski fartuszek. Siwe już włosy spięła w kok. Uwagę Lokiego przykuły jej oczy. Miały dokładnie taką samą barwę jak oczy Alice.
- Mamo, to Loki, ten chłopak o którym mówiłam, że dziś przyjdzie do nas na kolacje- powiedziała dziewczyna, która nagle pojawiła się obok kobiety.
- Miło mi ciebie poznać, chłopcze. Wchodź do środka, bo zimno na zewnątrz, jeszcze się przeziębisz.
Kłamca uśmiechnął się i  wykonał polecenie. Zdjął z siebie kurtkę, szal i buty i podążył za kobietami do kuchni. Pomieszczenie to było dość skromne, bez zbędnych dodatków i elektroniki. Emanowało jednak pewnego rodzaju ciepłem, którego on nie do końca mógł zrozumieć . Było tam tak… rodzinnie. I od tamtego momentu wiedział, że z pewnością będzie się dobrze czuł w tym miejscu.

&&&

Reszta wieczoru zleciała Lokiemu niesamowicie szybko. Mama Alice zagoniła go do gotowania różnych potraw świątecznych, co mu zresztą w ogóle nie przeszkadzało. Wreszcie czuł się potrzebny do czegoś. Do tego jeszcze nawiązał wspólny język z dziewczyną. Świetnie się z nią bawił i chyba po raz pierwszy od wielu lat zaczął się szczerze śmiać i wygłupiać. Jakoś udzieliła mu się cała atmosfera tego domu, tego dnia.
Po kolacji Alice zakryła mu oczy czarną chustką i pociągnęła go za sobą w jakieś „wyjątkowe” miejsce.
- Na pewno ci się spodoba. Obiecuje ci- mówiła, kiedy wchodzili po schodach.
Wreszcie dotarli miejsce. Dziewczyna delikatnie ściągnęła chustę z oczu Kłamcy, trzymając go jednocześnie za rękę, aby nie stracić równowagi.
To co Loki zobaczył przerosło jego najśmielsze oczekiwania. Przed nim rozciągało się bezchmurne, rozgwieżdżone niebo. Nawet nie sądził, że gwiazdy mogą być tak piękne. 
- Podoba się?- spytała Alice, siadając na dachu. Obok niej usiadł czarodziej, nadal nie odrywając wzroku od nieba.
- To jest… niesamowite- stwierdził, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Często tu przychodzę, kiedy musze pomyśleć, powspominać. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe- odparła dziewczyna.
Loki przeniósł na nią wzrok.
- Dlaczego mnie zaprosiłaś? Byłem obcym, nie miałaś pewności czy ci czegoś nie zrobię.
- Wiedziałam, że oto zapytasz- powiedziała Alice z uśmiechem.- Otóż… mam takie coś, że nie cierpię patrzeć na samotność. Wiem co to znaczy być samemu, czuć pustkę po kimś i nie chce aby ktokolwiek się tak czuł. Tym bardziej w dniu, w którym powinno się być w rodzinnym gronie, z osobami które cię kochają.
- Chyba nie do końca rozumiem wielkość tego święta…- stwierdził Kłamca.
- Jest to jedyny dzień w roku w którym ludzie wybaczają sobie dawne winy, jedyny dzień w którym spotykają się tylko po to aby spędzić ze sobą czas. Jedyny dzień w którym wszędzie widać miłość. Nie ma nienawiści, przemocy oraz ludzie się nie krzywdzą. Kocham te krótkie chwile kiedy siadam przy kominku, obok świecącej choinki i myślę o cudzie jaki dzieje się w te dni. Bo to jest niesamowite….
Kiedy tak słuchał tego co ta dziewczyna mówiła, poczuł że jej serio zależy na tych ulotnych chwilach. Zależy jej na całej tej „szopce”, której on do tej chwili nie umiał pojąć. Zależy jej nawet na takich ludziach jak on. I to było w niej wyjątkowe.
Loki nawet nie zorientował się kiedy jego wargi dotknęły warg  Alice. Nawet nie zauważył kiedy ta odwzajemniła pocałunek, kładąc drobną dłoń na jego twarzy. Czuł się bezpiecznie w jej towarzystwie, czuł się dobrze. Po raz pierwszy nie czuł się samotnie.
A wtedy na niebie pojawiła się pierwsza spadająca gwiazda i  najskrytsze życzenie Lokiego się spełniło. Aby choć w ten dzień nie być samotnym….


****

A na koniec chiałabym życzyć wszystkim wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie, góryyy prezentów (w tym Lokiego owiniętego wstążką z kokardą na głowie). I życze tego aby nikt nie czuł się samotny w tych wyjątkowych dniach... :D

Śniegu po nerki
           Wesołej pasterki
          Prezentów moc
          ....Lokiego co noc
         Pysznego bigosu
          Gwiazdki z  kosmosu
        I udanego wskoku  do 2014 roku
... z Darky u boku