piątek, 28 czerwca 2013

Rozdział 38 "Nic, a nic"

Dam dam dam! I mamy upragniony koniec roku szkolnego! I WAKACJE! *.* Oj cieszy mnie to i to bardzo, bardzo :D 
Moja wena nadal kuleje, ale obiecuję, że podczas wolnego spokojnie pomyślę nad tym jak by tu dalej rozwinąć wątek. Mam nadzieję, że coś mnie natchnie :3
Chciałam serdecznie powitać nową czytelniczę- Pepp :D Witam w moich skromniutkich progach. Ciacha?

Oj, ale emocji było przy poprzednim rozdziale. Nawet nie sądziłam, że tak to przeżyjecie. Mam wyrzuty sumienia <cicho pochlipuje>. Choć z drugiej strony.... Zobaczyłam  że jestem ZUA :D 

Na koniec chciałabym jeszcze poinformować Was o powstaniu dwóch nowych zakładek: "Kto pyta nie błądzi" i "SPAM". Na pierwszym możecie mi zadawać WSZYSTKIE PYTANIA, jakie tylko Wam do głowy przyjdą (oczywiście nie takie bardzo prywatne), natomiast druga strona przeznaczona jest do informowania mnie o wszystkich nowych rozdziałach na Waszych blogach, oraz jakiś polecanych opowiadaniach :D Tak więc zapraszam do pytania i spamowania ;)

PS. Od niedzieli (30.06) do 13 lipca bedę na obozie, co oznacza przerwę w wstawianiu. Mam nadzieję że jakoś to przeżyjecie, kochani :) 
A teraz już nie przedłużając, zapraszam do czytania:





         

Thor zirytowany chodził po całym królestwie w poszukiwaniu Rose i Lokiego. Przeszukał już chyba wszystkie możliwe miejsca w których mogli się znajdować, lecz ślad po nich zaginął. Kiedy Gromowładny wkroczył do Sali ze szkatułką, ku jego zdziwieniu, zauważył że jej brak. Musiała zostać skradziona. Ale przez Lokiego?
- Nie to nie możliwe. To nie mógł być on- odpowiedział do siebie Thor, przeczesując nerwowo jasne włosy. Postanowił, że powiadomi o zniknięciu brata i przyjaciółki, jednak nie będzie oskarżał o wszystko czarodzieja. Naraził by go tym na niechybną śmierć z rąk Odyna. Nieodwracalną. 
Bóg piorunów podążył w stronę Sali Tronowej, aby się spotkać z ojcem i wyjaśnić całą sytuację. Jakże wielkie było jego zdziwienie kiedy nie zastał go na tronie, na którym zwykle siedział. Wokoło jednak zgromadziły się tłumy ludzi. Thor nie miał pojęcia co się wydarzyło, ale świadomość podsuwała mu wiele mrocznych pomysłów. Przepchnął się przez tłum, tak by zobaczyć co się dzieje. Przed sobą ujrzał leżącego na ziemi Wszechojca, a obok niego Friggę. Kobieta była cała zapłakana i ciągle mówiła coś w stronę Odyna. Ten jednak nie dawał żadnych oznak życia. 
- Matko!- krzyknął Gromowładny, podchodząc do jasnowłosej.
- Thorze... Twój ojciec... Został zamordowany. Ja... nie wiem...- Frigga przerwała i znowu zaniosła się głośnym płaczem.
- Dobrze. Spokojnie- odpowiedział cicho Thor, przytulając się do kobiety. Jego wzrok był jednak zwrócony w stronę Odyna. Patrzył na jego bladą twarz, na której nadal widniał wyraz dumy, tego królewskiego majestatu. Ale nie był już królem. Teraz trafi do „lepszej krainy”.
Tylko kto mógł to zrobić? I znowu w głowie Gromowładnego pojawiła się myśl wskazująca na jego brata. Przecież już kiedyś próbował, nawet nie raz. Pragnął władzy. Zabicie ojca byłoby pierwszym krokiem, potem skupiłby się na bogu piorunów. I tron należałby do niego. Choć z drugiej strony, Loki ostatnio się zmienił, wręcz nie do poznania. Nie, to nie mógł być on. W takim razie kto? Musiał poszukać odpowiedzi, ale dopiero po uroczystości na cześć jego ojca.

&&&
Lokiego obudziło mocne kopnięcie w brzuch. Głośno krzyknął z bólu, lekko otwierając oczy. Przed sobą ujrzał uśmiechniętą Rose, trzymającą w ręku mały woreczek. Dziewczyna kucnęła przy czarodzieju.
- Miło, że w końcu się obudziłeś. Wyspany?- zapytała ironicznie Rose.
- Dlaczego to robisz?- zapytał zdenerwowany Loki, orientując się , że nie ma już na ustach „kagańca”.
- Wykorzystałeś mnie. Okłamałeś. Zresztą tak jak większość ludzi. Serio myślałam, że jesteś wobec mnie szczery, po tym wszystkim co przeżyliśmy. Ale byłam głupia. Zresztą Amorę tak samo upokorzyłeś.
Dziewczyna mówiła to wszystko z tak wielkim wyrzutem, żalem. Lokiego jednak nie to interesowało. On upokorzył Amorę? On? Co ta parszywa zdzira znowu wymyśliła?!
- Co? O czym ty mówisz? Ja ją wykorzystałem?- zapytał.
- Nie zgrywaj głupiego, dobrze wiesz o czym mówię!- krzyknęła Rose. Zaczęła grzebać w worku, który trzymała w ręku i wyjęła z niego żółtawy proszek.- Teraz poczujesz to co ja. Upokorzenie. Chyba rzeczywiście nie powinnam nikomu ufać i dzięki Tobie już nie zaufam.
Powiedziała i „zdmuchnęła” proszek na Lokiego. Kłamca poczuł jak jego ciało robi się z jednej strony gorące, natomiast z drugiej- lodowate. Z jego oczu i ust zaczęła spływać krew, natomiast błękitny kolor jego skóry zaczął się robić ciemniejszy. Wydawało mu się jakby ktoś mu coś zabierał, jakąś dużą część jego. Czuł tak ogromny ból, że w tej chwili wolałby umrzeć, niż przechodzić te męczarnie. Każda część jego ciała płonęła.
Po długim czasie, Kłamca przestał odczuwać cokolwiek. Był cały poparzony, wykończony, pokrwawiony. Rose nadal przy nim stała.
- Tak dla jasności. Teraz jesteś nikim. BEZ MAGII!- wysyczała i wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując za sobą metalowe drzwi.
- Bez magii...- powtórzył Loki sucho. Nie mógł uwierzyć. On nie mógł... Nie! Kłamca skupił wszystkie swoje myśli na zielonych płomieniach. Zielone płomienie. Zielone płomienie. ZIELONE PŁOMIENIE! Powtarzał w myślach. Jednak nic się nie wydarzyło. Nic, a nic.
Był bezużyteczny. Zupełnie bezużyteczny.


Loki siedział w tym pomieszczeniu już od dobrych paru dni. Choć może to było parę godzin? Nie wiedział, ale czuł jakby ten czas dłużył się w nieskończoność.
Dopiero teraz zwrócił uwagę na miejsce w którym się znajduje. Było to czymś na kształt więzienia, ulokowanego w niewielkich rozmiarów pokoiku. O ile to można było tak nazwać. Cała przestrzeń pokryta była zimnym metalem, natomiast nigdzie wokół nie znajdowały się żadne meble. Okien też nie było. Kłamca uświadomił sobie jak bardzo odczuwa tutaj swoją samotność. Jak bardzo mu teraz przeszkadza.
Czuł się strasznie. Co jakiś czas przechodziły go ostre dreszcze, wstrząsające całym jego ciałem. Bolały go oczy, miał słabszy wzrok. Wyraźnie odczuwał brak magii. To zupełnie tak jakby ktoś zabrał mu serce, lub duszę, zostawiając pustą lalkę. Zabawkę, którą można się pobawić dla czystej rozrywki.
Loki spojrzał na swoje ręce, uważnie im się przyglądając. Jego paznokcie były czarne, natomiast skóra- granatowa. Już nawet nie błękitna! Nienawidził siebie, w takiej postaci, po prostu nie cierpiał. Był wtedy tak obrzydzony...
 Kłamca mocno potarł dłonią o koniuszki palców. Poczuł jak krew spływa po jego nadgarstku, skapując na ziemię, ale nie przejął się tym. To był  jego odruch. Czuł się... brudny, starał się jakoś pozbyć tej nieczystości. Ale nie umiał. Był potworem, tego nie mógł zmienić.
Po raz pierwszy od tak wielu lat, zorientował się, że popełnił wiele błędów. Okłamując ludzi, kombinując, bawiąc się innymi. Teraz ma wrogów, którzy tylko czekają aby się zemścić.
Aby wykorzystać go tak, jak on wykorzystał ich. Już wiedział, że nie wyjdzie z tego cało... Żałował...
Im dłużej myślał, im dłużej drążył w swoim umyśle, tym bardziej czuł że nie wytrzyma tego.
Wszystko było lepsze: tortury, kpiny, zemsta. Ale nie bycie sam na sam, ze swoimi demonami. Demonami duszy, demonami umysłu. One rozrywały go, niszczyły od środka. Tłamsiły psychikę, sprawiały że powoli znikał. Bo co? Bo oddał się diabłu. Bo oszukał go. Bo był Kłamcą. Łżącym łajdakiem. Idiotą, który raz zaufał. Niestety.

Było tak dobrze. Ale zaufałeś. Pomyślałeś, że dla kogoś coś znaczysz. Znowu popełniłeś błąd. Znowu powiedziałeś parę słów za dużo. I co teraz? Teraz ta dziewczyna zna każdy zakątek twojego umysłu, każdy sekret, WSZYSTKO! Ona cię zniszczy, jeżeli nie zrobisz tego przed nią. Jeżeli ja tego nie zrobię. A zrobię! Bo wiesz kim jestem? Nie, nie świadomością, ona już dawno umarła. Jestem twoim sumieniem. I będę o sobie przypominać, za każdym razem, kiedy będziesz kładł się spać, za każdym razem gdy coś zrobisz, gdy znowu okłamiesz. Zabiję w tobie każdą dobrą rzecz, która jeszcze pozostała.
Pozyskam twój u m y s  ł.
Pozyskam twoją d u s z ę.
Z n i s z c z ę  C i ę!

Loki poczuł jak krople potu spływają po jego czole. Siedział zgięty, kołysząc się to do przodu, to do tyłu. Jego wzrok skupił się na ścianie. Na pustej, szarej ścianie. Do oczu powoli zaczęły napływać mu łzy. Nie wytarł ich, pozwolił aby spłynęły po policzku, zmywając brud znajdujący się na twarzy chłopaka.
Przegrał.

sobota, 22 czerwca 2013

Rozdział 37 "Było tak dobrze..."



No więc  w końcu się doczekaliście: D Przepraszam, że tyle to trwało, ale muszę robić przerwy aby nadążyć z rozdziałami, których nadal nie dopisuję. Mam nadzieję, że wakacje przyniosą mi nowe pomysły :3
Jeszcze przed chwilą rozdzielałam ten rozdział na dwie części, bo stwierdziłam, że a) jest nieco za długi jak na mnie i b) nie powinnam tylu rzeczy umieszczać w jednym.

A teraz nie przedłużając,
Czytamy :D




Loki obudził się około południa. Przez wydarzenia które miały miejsce niedawno i częsty brak snu, był bardzo zmęczony. Ale nadal pamiętał co ma dzisiaj zrobić. Szybko wstał z łóżka i ruszył w stronę łazienki, w celu umycia się. Wszedł pod prysznic i ustawił odpowiednią temperaturę wody. Bardzo lubił kąpiele, to go uspokajało. Mógł sobie wtedy bez przeszkód pomyśleć i odprężyć się. Jego pierwsza myśl była przewidywalna- Rose. Będzie musiał z nią dzisiaj porozmawiać, wyjaśnić wszystko co się między nimi dzieje. Bardzo rzadko rozmawiał z innymi osobami, dlatego też nie wiedział jak ma zacząć. Powinien... przeprosić? Nie, tego z pewnością robić nie będzie, w końcu nawet nie ma za co. Z drugiej strony o swojej wizycie u Norn, też nie może poinformować dziewczyny, to był zbyt skomplikowany temat. Cholera. Pomyślał Loki, orientując się, że spędził pod prysznicem już dobre 20 minut. Śpiesznie wyszedł z kabiny, łapiąc pierwszy lepszy ręcznik i wiążąc go w pasie. Kiedy już się wytarł i ubrał, postanowił że poszuka Rose. Nie powinien zwlekać.

Kłamca szedł przez korytarz, sprawdzając każdy pokój spotkany na swojej drodze, ale dziewczyny nigdzie nie było. W końcu znalazł się w ogrodzie królewskim z którego usłyszał cichy szloch. Dobiegał on zza jednego z ogromnych drzew dębu. Chłopak podszedł bliżej, aby zobaczyć kto płacze i ku jego zdziwieniu zobaczył Rose. Dziewczyna siedziała z twarzą schowaną w dłoniach.
- Stało się coś?- zapytał, siadając przy czarodziejce.- Dlaczego płaczesz?
- Amora. Widziałam Amorę. Groziła mi i... i kazała mi cię zabić.
Lokiego zamurowało. Amora? Znowu? Czy ta kobieta nie robi sobie przerw od pracy? Ale mógł się tego spodziewać, w końcu ostrzegała go przed konsekwencjami spoufalania się z Rose.
- Spokojnie. Już dobrze. Gdzie ją widziałaś?
- W Sali ze szkatułką- odpowiedziała dziewczyna, wstając z trawy.- Pójdę z tobą.
Kłamca kiwnął głową i podążył za czarodziejką. Ta przez cały ten czas była jakaś niemrawa, smutna, trochę wystraszona. Bardzo szybko znaleźli się w pożądanym pomieszczeniu.
Loki powoli wszedł do środka, a jego uwagę od razu zwrócił fakt że Amory NIE MA w tym pokoju. Kiedy odwrócił się, aby powiedzieć o tym Rose, ona też zniknęła, zatrzaskując za sobą drzwi.
- Co do cho...- zaczął Kłamca, lecz przerwał, czując że ktoś go przydusza. Ręka tej osoby była lodowata, a w pomieszczeniu aż promieniowało zimnem. Bardzo powoli odwrócił się w stronę atakującego i zamarł. Przed nim stał Laufey. Jego ojciec którego swego czasu zabił.
- To niemożliwe...- wydusił w końcu czarodziej, patrząc z niedowierzaniem na króla Lodowych Olbrzymów.
- Synu- odpowiedział w końcu Laufey z uśmiechem. Wzmocnił uścisk.- Co mnie ominęło?
Olbrzym zbliżył twarz, do ucha chłopaka.
- Opowiesz mi? Czy od razu powinienem cię zabić?- wysyczał.
Loki przełknął głośno ślinę, ledwo łapiąc powietrzem. Zamknął oczy. To nie może być prawda. To tylko jakiś cholernie realistyczny koszmar. Myślał. Lecz to była rzeczywistość od której nie miał jak uciec.
- Laufey, chyba nie chcesz psuć zabawy. Najpierw powinniśmy się nim troszkę pobawić- chłopak usłyszał głos dobiegający zza niego. Oczy mu się coraz szerzej otwierały ze zdziwienia. 
- Rose?- zapytał ze zdziwieniem. Spojrzał na dziewczynę obok której stała blond czarodziejka.- Amora. Co tu się do cholery jasnej dzieje?!
- Nie awanturuj się tak laluniu- powiedziała Rose, uśmiechając się ironicznie. Loki patrzył na dziewczynę w zupełnym osłupieniu. Co ją opętało? Myślał.
- Proponuję, aby zabrać go w zamierzone miejsce. Laufey, puść go- rozkazała Amora, na co Olbrzym upuścił czarodzieja. Ten warknął z bólu, patrząc wściekle na blondynkę. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć poczuł jak świat przed nim wiruje. 

W jednej chwili znalazł się na śniegu, wśród lodowych pałaców.
- Jotunheim- powiedział do siebie, patrząc na otaczające go krajobrazy. Niebo nad nim było jasne, smagane momentami czarnymi pasami. Reszta wyglądała jednak tak samo. Wszędzie śnieg, lód i wszechobecna zima. I to go przerażało. Teoretycznie jako pół-olbrzym powinien być przyzwyczajony do takich mrozów, jednak nie to mu przeszkadzało. Niepokoił go fakt, że znajduje się w środku krainy, zupełnie sam. Bez nikogo kto mógł by mu pomóc. Odzwyczaił się od całkowitej samotności, której obecna sytuacja wymaga. 
Chłopak szybko wstał, otrzepując się ze śniegu. Nie wiedział w którą stronę ma iść, gdzie trafi. Zrobił parę kroków, lecz nagle przed nim pojawił się wielokolorowy wir, z którego wyłoniła się Rose i Amora. Oby dwie były uśmiechnięte, wręcz bawiła je cała sytuacja. Blondynka podeszła bliżej do Kłamcy i kopnęła go mocno w brzuch tak że poleciał parę metrów w tył. Szybko się jednak podniósł. Nie mógł przegrać z kobietą!
Na jego rękach utworzyła się ognista kula, która w zawrotnym tempie powędrowała w stronę czarodziejki. Ta jednak niczym kot, odsunęła się w bok, sprawiając że ogień natrafił na skałę.
Kiedy Kłamca drugi raz przymierzał się do ataku, poczuł jak jego kończyny wyginają się w nienaturalny sposób. Krzyknął głośno, czuł że całe jego ciało płonie. Zobaczył przed sobą dym, a wśród niego Amorę trzymającą za rękę Rose. Obydwie wypowiadały cicho zaklęcie. Chłopakowi było coraz bardziej słabo, już prawie nie miał czym oddychać. Dusił się. Nie minęło więcej jak 10 minut, kiedy zemdlał.

Chłopak obudził się w ogromnym pokoju, przypominającym pomieszczenia znajdujące się w pałacu. Rozejrzał się. Przed nim znajdowały się tłumy olbrzymów, z Laufeyem na czele. Obok niego stała Rose i Amora. Loki natomiast przyczepiony był do ściany, metalowymi łańcuchami, które bardzo skutecznie blokowały jego moce magiczne. Na jego ustach znajdowało się coś co bardzo przypominało kaganiec. Spojrzał w dół. Był nagi. Całkowicie nagi. Na dodatek jego skóra pod wpływem temperatury przybrała kolor niebieski, pokrywając się znakami.
Laufey wstał z tronu, zbliżając się do czarodzieja.
- Wiesz co, Loki? Zaufałem ci, tak jak zapewne większość osób na tej Sali. A ty... oszukałeś mnie. Dlatego słono za to zapłacisz- powiedział, oddalając się na miejsce.
Z tłumu wyszła jakaś osoba, na której widok Kłamca zamarł. Eitri. Karzeł podszedł bliżej do chłopaka, zaciskając mu rękę na szyi.
- Co taki zdziwiony?- zapytał.- Przez twojego cholernego brata, musiałem tyle czasu gnić w Helhaimie. Ale udało mi się uciec. I zemszczę się. Najlepszą zemstą na Thorze, będzie zabicie Ciebie. Więc uważaj, parszywy Kłamco!

Loki patrzył na całą tą sytuację w zupełnym osłupieniu. Nie mógł uwierzyć, że to wszystko się dzieje. Nie mógł uwierzyć, że ci do których śmierci się przyczynił, znowu żyją.
To było niemożliwe. I jeszcze Rose. Przecież on... on jej zaufał, chciał ją chronić, a on była w zmowie z Amorą?
I widzisz jak to jest kiedy przekażesz drugiej osobie część siebie? Zmiażdży ją, spali tak, że nic z ciebie nie zostanie. Znowu będziesz nikim. Znowu jesteś NIKIM!
Powiedziała podświadomość, z takim jadem, że Kłamca aż poczuł kłucie w sercu. Jego wszystkie uczucia, które przez tak wiele lat hamował, powróciły ze zdwojoną siłą. Zaczął zamieniać się w jednego z tych sentymentalnych ludzi. Żałosne..
Z przemyśleń wyrwało czarodzieja poczucie, że jest sam w pomieszczeniu. Wszyscy zgromadzeni, zniknęli. Wyparowali. Loki rozglądał się po pokoju z ogromnym zdziwieniem. Nigdy wcześniej nie był tak zdezorientowany. Nagle obok niego pojawiła się Amora, która z całej siły złapała go za szyję, rozrywając jednocześnie łańcuchy krępujące ciało chłopaka. Czarodziejka była rozbawiona, ale widać było u niej zawziętość i brak litości. Jej ostre paznokcie boleśnie wbijały się w żyły Lokiego, sprawiając że jego ramiona pokryły się szkarłatem krwi. Chłopak czuł palący ból, który próbował przerwać, starając się powstrzymać Amorę. Na próżno. Przez ciągle upływającą z niego krew robiło mu się słabo. Nawet nie zorientował się, kiedy stracił znowu przytomność.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Rozdział 36 "Ugly"

No dobra... Macie ten 36 rozdział. 
Ostatnio mam jakiś problem twórczy. Brak weny. Zero. Pustka. Wszystko co uda mi się wymyśleć, sprowadza się do jednej rzeczy- końca opowiadania. Tyle, że ja jeszcze nie chcę kończyć, chcę wymyślić coś nowego. Jednak nie udaje mi się...  No, ale może dostanę jakiegoś nagłego olśnienia, zobaczymy jak z tym będzie. W najgorszym wypadku, zawieszę bloga, choć bardzo bym tego nie chciała. Na razie mam napisane 39 rozdziałów...

W tym rozdziale po raz pierwszy dodam jakąś muzyczkę, więc... no cóż mam nadzieję że będzie pasować XD Tak jakoś mi się spodobała :D
A teraz, Enjoy!




Lokiego obudziło ciepło czyjegoś oddechu na swojej szyi. Otworzył oczy i zobaczył jak obok niego leży śpiąca Rose. Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Skąd ona się tu wzięła?
- Rose!- krzyknął Kłamca, trzęsąc dziewczyną.- Obudź się!
Czarodziejka powoli otworzyła oczy, przybierając błogi uśmiech na twarz. Podniosła się na łokciach, tak aby znajdować się jak najbliżej chłopaka. Moment mu się przyglądała. Po krótkiej chwili pocałowała go, łapiąc delikatnie jedną ręką za jego szyję, a drugą gładząc klatkę piersiową.
Loki był zupełnie zdezorientowany. Czuł tylko jak język Rose, pieści jego zęby. Nie zaprzeczał - było to przyjemne uczucie. Jednak coś mu nie pasowało. Wczoraj dziewczyna była wściekła na niego, a teraz? Całuje go, przytula, zupełnie jakby nic się nie wydarzyło. Czy to normalne?
Czarodziej odsunął od siebie Rose, patrząc na nią uważnie.
- O co chodzi?- zapytał.
- Jak to? Myślałam, że po tym co WTEDY przeżyliśmy, całowanie się będzie jak najnormalniejszą rzeczą.
- Nie o tym mówię. Wczoraj byłaś na mnie zła. A teraz? Czyżby coś się zmieniło?
- Loki... Chwila złości, nie zmienia faktu, że... cię kocham- odpowiedziała dziewczyna uśmiechając się do czarnowłosego. Ten zamilkł. Po raz pierwszy w swoim życiu usłyszał takie słowa. Tak ważne słowa. Lecz otrząsnął się z tego chwilowego uroku. Musiał uważać na każdy swój ruch, tym bardziej że wiedział iż Amora go obserwuje i czeka aż mu się „nóżka podwinie”. A on nie pozwoli, aby Rose stała się krzywda.
Chłopak szybko wstał z łóżka, zmierzając w kierunku drzwi.
- Gdzie ty idziesz?!- krzyknęła zdziwiona zachowaniem Kłamcy, dziewczyna.
- Wychodzę. Muszę załatwić pewną sprawę- stwierdził Loki, opuszczając pomieszczenie. Musiał jak najszybciej udać się do Nich.

Rose siedziała w zupełnym osłupieniu, wpatrując się w miejsce, w którym niedawno stał czarodziej. Nie mogła uwierzyć, że nie podległ jej, mimo że tak bardzo się starała. I to co powiedziała... To że powiedziała te przeklęte „Kocham Cię”, kosztowało ją nie lada wysiłku. Kiedyś bez wahania mogłaby to powiedzieć. Choć nie... Nie odważyłaby się.
Nagle obok dziewczyny pojawiła się rozbawiona Amora.
- Co cię tak śmieszy?! Porażka?- zapytała zirytowana Rose, zwracając wzrok w stronę blondynki.
- Nie. Ten żałosny sposób w jaki chciałaś go przekonać, posłużyć się nim. Zamiast go uwieść, przestraszyłaś go. Brawo!- odpowiedziała czarodziejka, klaszcząc w ręce.
- Przestań! To był najłatwiejszy sposób na to aby go jakoś usidlić. Ale nie udało się. Co teraz?
            - Mam chyba pewien pomysł.

Loki poszedł do swojego pokoju i zamkną go od środka, tak aby nikt nie mógł mu przeszkodzić. Pomieszczenie to było dość przestronne. Ściany pomalowane na ciemną zieleń, pokryte były tajemniczymi znakami, które tylko on- Loki Laufeyson, mógł ujrzeć. Były one czymś w rodzaju historii. Jego historii. Napisał ją na wypadek gdyby... umarł. Wraz z jego śmiercią, czar natychmiastowo znikał, odkrywając wszystko co dotychczas przeżył. Jego uczucia, przeszłość, teraźniejszość. Brakowało jednak jednego, ważnego elementu. Przyszłości. Jej nie mógł poznać. Ale musiał znaleźć sposób. Musiał się dowiedzieć co planowała Amora. I właśnie dlatego postanowił odwiedzić jego dawne „przyjaciółki”- Norny. Były to trzy siostry mówiące o przeszłości, teraźniejszości, i co najważniejsze, przyszłości.
Chłopak podszedł do dużego łóżka, pokrytego czarną pościelą i wyjął z pod niego wielką, zakurzoną księgę. Zaczął przewijać jej kartki, aż zatrzymał się na pewnym rozdziale. Uśmiechnął się do siebie, wypowiadając przy tym zaklęcie napisane na danej stronie.

W jednej chwili wszystko przed nim zawirowało, przenosząc go w miejsce obok wielkiego drzewa. Pięło się ono tak wysoko, że Loki nie mógł ujrzeć jego końca. Posiadało wiele gałęzi, na których znajdowały się różne krainy. Był to Yggdrasil- „Drzewo Strasznego”.
Przed czarodziejem siedziały trzy kobiety, patrzące spokojnie na miejsce w którym siedział chłopak.
Pierwszą z nich, znajdującą się po lewej stronie, była Urd- najstarsza siostra, odpowiedzialna za przeszłość. Miała ona przyjemne rysy twarzy, na której czas wyrzeźbił już swoje piętno. Pokrywały ją brązowe fale. Loki zawsze uznawał ją za kobietę dobroczynną , ufającą ludziom. I bogom.
W środku siedziała Werdandi- średnia siostra, mówiąca o teraźniejszości. Ta była dziewczyną piękną, uśmiechającą się zawsze do wszystkich dookoła. Jej niebieskie oczy idealnie zgrywały się z prostymi, blond włosami.
Na końcu, po prawej stronie siedziała ta, której Kłamca zawsze się obawiał. Była to Skuld- bogini przyszłości. Miała ciemno brązowe oczy, oraz kruczoczarne, długie włosy. Na jej twarzy zawsze znajdował się grymas niezadowolenia, znudzenia oraz bolesnej wręcz powagi. Skuld była najbardziej mściwą i nieuległą, spośród sióstr. A na dodatek- nie trawiła Lokiego.
Czarodziej podniósł się z świeżo ściętej trawy, po czym zbliżył się do kobiet.
- Witajcie, wszechmocne boginie!- powiedział, kłaniając się przed obliczem sióstr.
- Loki. Co cię tu sprowadza?- zapytała Werdandi, nadal uśmiechając się w stronę chłopaka.
- Przyszedłem w ważnej sprawie. I potrzebuję Twojej pomocy, Skuld.
- Mojej? – zapytała zimno bogini.- Chyba nie oczekujesz, że przepowiem ci przyszłość.
- Myślałem, że uda mi się ciebie jakoś przekonać- powiedział Loki, obdarzając kobietę uśmiechem. Ta jednak nie odwzajemniła gestu.
- To chyba mierzysz zbyt wysoko, Kłamco. Nie mam najmniejszej ochoty ci pomagać, ani ułatwiać ci twojego żałosnego żywota.
- Skuld. Może chociaż dowiedzmy się co chciał wiedzieć? Loki, powiedz nam proszę- poprosiła miło Urd, patrząc na czarodzieja.
- Chciałem poznać przyszłość Rosalie Johnson, bo wiem że grozi jej niebezpieczeństwo.
- Próbujesz mi wmówić, że zależy ci na Ziemiance?- zapytała rozdrażniona  bogini przyszłości.
- Tak. Nie kłamię. Muszę to wiedzieć. Powiedz mi to Skuld!- krzyknął już zniecierpliwiony Loki. Nie mógł aż tyle czasu spędzać w tym miejscu. To by mogło źle wpłynąć na czasoprzestrzeń.
- Nie. Ale wyjawię ci jedno- powiedziała czarnowłosa, podchodząc do czarodzieja. Miała głos wręcz przesączony jadem.- Zgnijesz. Będziesz cierpiał, w męczarniach. Zostaniesz upokorzony, doprowadzony do skraju wytrzymałości. Zobaczysz co to prawdziwy ból, aż w końcu odkupisz wszystkie swoje winy. Wszystkie kłamstwa które wypowiedziałeś, wszyscy ludzie których zabiłeś- będziesz słyszeć ich głosy. Twoje sumienie cię zniszczy. Już ja do tego doprowadzę.
Skończyła Skuld, łapiąc Lokiego za szyję. Jej ostre pazury mocno wpijały się w pulsującą tętnice.
- Zgnijesz w piekle- dopowiedziała.

&&&

The Exies- Ugly ( serio nie mam zielonego pojęcia, czy ta piosenka wpadnie w wasz gust, ale wydawała mi się najbardziej odpowiednia)



Nagle Kłamca z powrotem znalazł się w swoim pokoju. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu. Poczuł mocny ból na swojej szyi i tak jak się obawiał- miał ślady po paznokciach bogini przyszłości. Czyli to nie były tylko urojenia.
- No to pięknie, jeszcze tylko tego brakowało- powiedział do siebie, ocierając obolałą szyję. 
A czegoś ty się spodziewał?- odezwała się jego podświadomość. Myślałeś, że jak krzykniesz na Skuld, to ona ci wyśpiewa całą historię? Teraz masz przesrane, ona już się o to postara. Umrzemy, przez twoją głupotę, spowodowaną nagłą chęcią zostania nowym „Supermenem”! Co ci odbiło, że chciałeś ratować tą głupią Rose? Nic nie wartą Ziemiankę! Skąd te nagłe sentymenty do ludzi?! Czyżbyś stawał się jednym z tych nędznych istot, które wylewają swoje emocje i nie umieją ich utrzymać na wodzy?
- Nie. Przestań... Rose jest inna...- odpowiedział chłopak.
„ Inna? Czy ty siebie słyszysz? Ona jest taka sama jak każdy inny człowiek. Jest gówno warta, a ty się nią podniecasz, jakby była przynajmniej warta tyle co tron Odyna. A właśnie... Czy zapomniałeś już zupełnie o tym czego pragnąłeś przez tyle wieków? O zemście? O tej przyjemności, jaką ona przynosi? Mógłbyś być wielki, wspaniały, wszechmocny. Twój braciszek by zginął, a MY zawładnęlibyśmy Asgardem. Bylibyśmy kimś...

Loki patrzył tempo w ścianę. Dlaczego jego podświadomość odzywała się w takich chwilach? W tych najbardziej nieodpowiednich? Choć czasami miała rację. Stoczył się. Był kiedyś o wiele silniejszy, bardziej nad sobą panował. Ale od kiedy Ją poznał, to... zmienił się. Na lepsze? Na gorsze? A czy to ważne? Nie. Miał dość faktu, że tak bardzo nie wiedział co ma dalej robić. Że był bezradny. Że znowu nie cierpiał siebie.
Ale dlaczego?
Dlaczego?
Co powoduje, że tak bardzo nie chce na siebie patrzeć w lustrze? Że czuje obrzydzenie do własnej osoby? Czy to przez fakt, że nie jest „czysty”? Jest przecież Jotunem, zimnym potworem. A może to po prostu przez to, że kłamie. Że nie umie bez tego żyć. Że nie umie zaufać nikomu. Nawet sobie samemu. No bo jak?

A Rose... Co on miał zrobić? Podświadomość miała rację, że po części przez nią staję się taką osobą. Słabą, wyczerpaną, głupią i naiwną. Ale po tym jak... jak byli tak blisko, nie wyobraża sobie, że mógłby przestać o nią dbać. Tym bardziej kiedy grozi jej niebezpieczeństwo ze strony Amory. Choć z drugiej strony nie może pozwolić na to, aby Skuld ziściła swoją przepowiednię, bo wtedy to będzie koniec. Wszystkiego.
Pójdę jutro do Rose. Porozmawiam z nią- pomyślał Loki, kładąc się na łóżku. Szybko zmorzył go sen.

piątek, 14 czerwca 2013

Rozdział 35 „Czy ty oszalałeś?”

Według obietnicy, wstawiam. 
Oj bardzo się cieszę, że spodobał wam sie poprzedni rozdział, poprostu aż czasami śmiałam się do monitora czytając tak miłe komentarze. Wiedziałam, że wsypałam całą cukierniczkę, co niestety spowoduje pewne zmiany, ale o tym się potem przekonacie. W każdym razie wczoraj pisałam rozdział 37 i... jestem z niego nawet dumna. Dzisiaj biorę sie za pisanie kolejnego, a Wam zostawiam do oceny ten.



Rose obudziła się w wyśmienitym humorze. Od bardzo długiego czasu nie czuła się tak bardzo szczęśli
Rose obudziła się w wyśmienitym humorze. Od bardzo długiego czasu nie czuła się tak bardzo szczęśliwa. Czy to była zasługa Jego? Bardzo prawdopodobne. Przecież udało jej się go otworzyć, sprawić że zaczął czuć. Że zapewne stał się inną osobą. Już nie złą, nie poranioną przez wspomnienia. Już nie Kłamcą.
Dziewczyna otworzyła oczy, rozglądając się po pokoju. Na łóżku obok niej, nie było Lokiego. Stał przy oknie i przyglądał się widokowi na zewnątrz. Minę miał zamyśloną, można by wręcz powiedzieć, że troszkę obojętną.
Rose powoli podeszła do chłopaka i położyła mu rękę na ramieniu. Zepchnął ją.
- Loki...- powiedziała dziewczyna, zdziwiona zachowaniem Kłamcy. Ten jednak milczał. Nawet nie odwrócił na nią wzroku.
- Loki, odezwij się- poprosiła jeszcze raz Rose.
- Idź.
- Co?
- Idź po Violet. Musimy przywrócić ci moce- stwierdził Loki, w końcu patrząc na dziewczynę. Jego oczy były smutne, zupełnie nie wiadomo czemu. Przecież wczoraj był taki szczęśliwy. A dziś? Wrócił stary Loki. 
- A skąd ty...
- Poczułem, że nie masz już w sobie magii, ale energia była w pomieszczeniu. Co oznaczało, że tylko twoja przyjaciółka mogła ją przejąć. A zresztą... masz znowu niebieskie oczy- stwierdził obojętnie Kłamca.

Loki patrzył jak dziewczyna szybko wyszła, cicho zatrzaskując za sobą drzwi. Było mu źle. Nadal nie mógł zapomnieć wczorajszej nocy, ale nie powinien tego okazywać. Kiedy w końcu udało mu się usnąć, objawił mu się sen, koszmar. I mimo tego, że za nic by nie chciał, mógł się spełnić.

„Kłamca znajdował się w Niflheimie. Przed nim siedziała Hel, na swoim mrocznym tronie. Wszędzie natomiast stały najgorsze demony, jakie Loki w życiu widział. Ogromne kły, wyłupiaste czarne oczy, widoczne organy wewnętrzne. Wszystko to napawało go przerażeniem. A diabłów były tysiące, miliony. Każdy rządny krwi, ludzkiej duszy.  Czarodziej obejrzał się. Jeden z demonów trzymał w swoich szponach Rose. Ta natomiast zaczęła się przeobrażać w jednego z Nich. Błękitne oczy, pokryły się czarnym płynem, po jej śniadych policzkach spływała krew, w jej ustach pojawiły się ogromne szczęki. Postura dziewczyny, przybrała dziwny kształt, jakby nieco wygięty.
Loki stał i patrzył z osłupieniem na cały proceder. To było straszne. Diabły zaczęły zbliżać się do niego, rycząc coś w niezrozumiałym języku. Najbliżej była Rose, która z całej swojej siły, złapała go za gardło i pociągnęła w górę. Czarodziej czuł jak powietrze z niego upływa, wiedział że długo tak nie wytrzyma. Nagle oczy dziewczyny zaczęły przybierać barwę jasnej zieleni. Lekko poluźniła uścisk.
- Nie sądziłam, że będę musiała cię w snach nawiedzać, ale to chyba najbezpieczniejszy sposób- powiedziała, głosem doskonale znanym przez Kłamcę. Znowu Amora.- A teraz słuchaj uważnie. Jeżeli Twoje stosunki z tą dziewczyną będą wyglądały w ten sposób, to osobiście ją zabije, a później uczynię z niej demona. Dalszą część historii znasz już doskonale. Ona jest mi potrzebna, dlatego raczej nie powinieneś sobie z nią wiązać planów na przyszłość. Dlatego ostrzegam cię!
Powiedziała „Rose” i zniknęła, zostawiając Lokiego sam na sam, z demonami.”

I w tym momencie chłopak się obudził. Był wtedy zbyt zszokowany, aby racjonalnie myśleć. Ale teraz zaczynał pojmować sens tego snu. Amora dobrze wie, że nie wykorzysta go do zabicia Thora, bo jest zbyt silnym magiem. Natomiast Rose może być bardzo łatwą zdobyczą. I co on ma zrobić? Olewanie dziewczyny, działa na jego szkodę, ale z drugiej strony chroni ją przed żądną zemsty czarodziejką. Loki nie wiedział tylko czy te groźby są prawdziwe, bo Amora była zbyt nieprzewidywalną osobą, aby można to było łatwo ocenić. Tylko jak miał to sprawdzić?

Chwilę później do pokoju weszła Rose, prowadząca za sobą Violet. Blondynka była widocznie niezadowolona z tego, że będzie musiała się tak szybko pożegnać z mocą. Ale nie było innego sposobu, Rose musiała się mieć czym bronić na wypadek... Dość! Nie myśl już o tym! Pomyślał Loki, zwracając wzrok na dziewczyny.
- To jak? Zaczynamy?- zapytał, wyciągając rękę w stronę Violet.- Poczujesz silne mrowienie w dłoniach, które później będzie szło w stronę tułowia, aż dojdzie do okolic szyi. Nie martw się, nie będzie bolało.
Kłamca wykrzywił usta, na kształt uśmiechu, po czym zaczął wymawiać zaklęcie, w obcym języku. Był to prawdopodobnie staro nordycki, znany tylko bogom germańskim, oraz starszej grupie Słowian.
Na rękach Lokiego zaczął zbierać się wielokolorowy pył, tak jak podczas sądu nad Rose. Violet przez cały czas miała przymknięte oczy, a na jej twarzy zagościł błogi uśmiech. W końcu cała moc znajdowała się na dłoniach Kłamcy. Ten w jednej chwili przeniósł wzrok na Rose, dotykając palcami jej twarzy i tym samym przekazując jej całą energię, która do niej należała. Dziewczyna poczuła, że z powrotem ma siłę, która została jej odebrana. Wszystkie emocje które w niej gościły, wyszły na powierzchnię.
Czarodziejka chwyciła Lokiego za szyję, obdarowując go pocałunkiem. Ten był wyjątkowo zdziwiony, lecz w porę się opamiętał i odsunął od dziewczyny.
- Co, ty robisz?- zapytał lekko rozdrażniony postawą Rose.
- To co wcz...
- CO?!- przerwała dziewczynie, Violet, patrząc to na czarodziejkę, to na zawstydzonego Kłamcę.- Co wy do cholery wyprawiacie?
- To nie jest tak jak myślisz...- zaczął czarodziej.
- Aha, czyli nie całowaliście się?
Rose już otworzyła buzię, aby coś powiedzieć, lecz nagle do pokoju wszedł zadowolony, nie wiadomo z czego, Thor.
- I jak tam, udało się?- zapytał, patrząc na przyjaciół. Ci jednak byli w dość mieszanych nastrojach.- Stało się coś?
- Właściwie to tak... Ale może Rose ci o tym opowie- powiedziała Violet, zwracając wzrok na czarodziejkę. Gromowładny również spojrzał na dziewczynę w dużym oczekiwaniu.
- No więc... Znowu mam moce- krzyknęła Rose, przybierając na twarzy głupawy uśmiech.
- No weź!- odpowiedziała blondynka, wdychając przy tym wściekle.- Ona właśnie przed chwilą całowała się z twoim bratem.
- Nie jesteśmy...- zaczął Loki, lecz Thor uciszył go znaczącym gestem ręki.
- Że co zrobiliście?- zapytał ze złością. Po chwili podszedł bliżej do Kłamcy i mocno złapał go za ubranie, podnosząc tym samym w górę.- Musimy pogadać.
Powiedział Gromowładny i wyszedł, wyprowadzając za sobą czarodzieja. Znaleźli się na pustym korytarzu. Bóg piorunów nadal trzymał Lokiego, tak aby ten nie mógł mu uciec.
- Czy ty oszalałeś? Co ty chcesz zrobić tej niewinnej dziewczynie?
- Przecież ja jej nic...
- Posłuchaj! Nigdy ci nie groziłem i zawsze cię broniłem, ale jeżeli ją zranisz to spotka cię zguba. Wiem jak manipulujesz swoimi ofiarami, jak je później wykorzystujesz i... zabijasz. Nie pozwolę na to!- zagroził Gromowładny, szarpiąc Kłamcę, za zieloną koszulę.
- Thor, ja nie mam zamiaru się z nią w jakikolwiek sposób spoufalać. Ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczy. Dobrze wiesz jaki mam stosunek do ludzi, a tym bardziej tak prostych jak ona. NIC MIĘDZY NAMI NIE MA!- odpowiedział Loki, pewnie patrząc w oczy bratu. Ten kiwnął głową, na znak zrozumienia i puścił czarodzieja.

Rose siedziała sam na sam z Violet, patrząc na nią uważnie. Blondynka nie była zła, lecz zaniepokojona. Czarodziejka nie chciała dłużej tak siedzieć w ciszy, postanowiła więc podsłuchać o czym rozmawiają Thor i Loki. Wytężyła słuch i skupiła wszystkie swoje myśli na tym co dzieje się za drzwiami. I usłyszała.
- (...) Nie pozwolę na to!- krzyczał wyraźnie zły Gromowładny.
-  (...)Ta dziewczyna nic dla mnie nie znaczy. Dobrze wiesz jaki mam stosunek do ludzi, a tym bardziej tak prostych jak ona. NIC MIĘDZY NAMI NIE MA!- dziewczyna usłyszała głos Lokiego. Wszystko co powiedział było wymówione z takim jadem w głosie, że Rose aż zabolało to co słyszy.
Dziewczyna nie mogła uwierzyć. Że niby... że to była tylko manipulacja, kolejne kłamstwo. Ale po co mu to było? Dlaczego ona była jego kolejną ofiarą? A już wydawało jej się, że Loki się zmienił, ale nie. On na zawsze pozostanie Kłamcą. Samotnym, parszywym Kłamcą.
Rose szybko podniosła się do góry i ruszyła w stronę drzwi.
- Gdzie ty idziesz?- zapytała się Violet, lecz czarodziejka zignorowała jej pytanie. Szybko wyszła z pokoju. Przed wejściem nadal stał Thor i Loki. Czarodziej patrzył na nią z zupełną obojętnością, jakby to co przed chwila powiedział nie miało miejsca. Rose, wyminęła go, jednocześnie potrącając lekko ramieniem. Nie obchodziło jej co on może sobie pomyśleć. Teraz już nie miała żadnych zahamowań, żadnych powodów, aby się nad nim litować.

Loki patrzył jak dziewczyna się oddalała. Musiała usłyszeć co powiedziałem. Cholera. Pomyślał chłopak, pocierając ręką czoło. Nie chciał, aby słyszała jego rozmowę z Thorem, bo wszystko co powiedział, było tylko po to aby zmylić „braciszka”. Było kłamstwem. Ale ona myśli co innego. Teraz wydaje jej się, że była zmanipulowana przez niego, że całe to wydarzenie było ukartowane.
A może to lepiej? Bezpieczniejszym dla niej będzie, jeżeli nie będzie się z nim zadawać. Nie stanie się dzięki temu pożywką dla Amory, która tylko czeka aby zaatakować. O tak. Tak będzie najlepiej, jeżeli od siebie odpoczną.

Rose biegła przez korytarz. Dotarła do Sali w której znajdowała się „Szkatułka Wiecznych Mrozów”. Nie wiedziała dlaczego, ale coś kazało jej tam pójść.
Weszła do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Na jego końcu stała wysoka kobieta, z blond włosami, w zielonej sukience.
- Amora!- krzyknęła dziewczyna, podchodząc bliżej do czarodziejki. Na jej rękach zapaliły się zielone płomienie.- Co tu robisz?
- Przychodzę z propozycją. Dla ciebie.
- Nie chce od ciebie żadnych propozycji! Po tym co zrobiłaś mnie i Lokiemu powinnam cię...
- Lokiemu?- przerwała Rose, Amora.- Podobno on już cię nie obchodzi. Podobno już się nad nim nie litujesz. Czy to tylko złudzenie?
- Skąd ty...- zaczęła dziewczyna ze zdziwieniem, patrząc na zadowoloną blondynkę.
- To nie jest istotne. Ważne jest to, że pragniesz zemsty. I możesz ją wykonać. On nie miał prawa cię tak oszukać. Posłużyć się tobą jak marionetką.
- Ty zrobiłaś to samo- krzyknęła Rose, krzywiąc się na wspomnienie o tamtych wydarzeniach.
- Oh, ale nie powinnaś tego brać do siebie. Nie przeszkadzasz mi. Wręcz przeciwnie- jesteś bardzo utalentowana, może być z ciebie dobry mag.- powiedziała Amora, kładąc rękę na ramieniu dziewczyny.- I mamy teraz wspólny cel. Zemsta na Lokim. A ja mogę ci pomóc. Razem nikt nas nie pokona. Posłużymy się nim, tak jak on nami.
- Niby jak on cię wykorzystał?
- Oh to było dość dawno temu. Uczyłam Lokiego, stworzyłam z niego prawdziwego czarodzieja. A później on... on mnie uwiódł. Zawrócił mi w głowie swoimi szmaragdowymi oczami, pięknymi słówkami. A potem, kiedy znaleźliśmy wspólny cel.... oszukał mnie i odszedł. Długo nie mogłam go odnaleźć. Okazało się że cały swój czas spędzał z tą Samantą na Ziemi.
Od tego czasu nie cierpię go. Wiem jak bardzo dobrym czarodziejem jest, ale nie mogę mu zaufać. To w końcu Kłamca.

Rose patrzyła na Amorę w pełnym skupieniu. Jej historia bardzo ją zadziwiła. Czyli to nie tylko nią, Loki się posłużył. Amora też była ofiarą. Serce dziewczyny ścisnęło się w złości. Jej myśli szalały w wściekłości. Teraz już nie było nic, co by ją powstrzymało.
- To jak? Chcesz się zemścić?- przerwała czarodziejka, wyrywając Rose z zamyślenia.
Dziewczyna wlepiła w blondynkę zielone oczy. Uśmiechnęła się.
- To jaki masz plan?

środa, 12 czerwca 2013

Rozdział 34 "Jest już o wiele lepiej"

Zgodnie z moją obietnicą, wstawiam dzisiaj rozdział.  Wiem, że musieliście czekać parę dni, ale szkoła mi nie pozwalała na zbytni odpoczynek -.- Ale myślę, że warto było :D
Teraz już zapewne będę publikować na bieżąco, choc nie mogę tak gonić, bo z pisaniem nie nadąże. Informować o terminach i ich zmianach, będę na pasku po prawej stronie, z nagłówkiem "INFORMACJA". 
Co do rozdziału, to radzę sobię zaparzyć meliskę, przed przeczytaniem, bo... no cóż sami zobaczycie <podniecona Ja>.
Zapraszam do "konsumowania" lektury :D




Violet cały dzień chodziła uśmiechnięta. Może to było spowodowane przejęciem przez nią mocy przyjaciółki, a może po prostu dopisywał jej humor. Nie wiedziała.
Szła właśnie tunelem z widokiem na ogród królewski, kiedy na jego końcu, w wgłębieniu, zauważyła Samantę z jakimś mężczyzną. Po wyglądzie wywnioskowała że mógł to być karzeł, jako że nie był wysoki, a posiadał charakterystyczne dla ludności tamtej krainy, bursztynowe oczy. Twarz miał jednak bardzo ładną. Okrywały ją proste, złote włosy, z niewielka ilością brązowych pasemek.
Dziewczyna usłyszała jak nad czymś dyskutują, lecz nie widziała aby to była jakaś kłótnia.
- Już prawie skończyliśmy! Nie możemy teraz przerwać- mówiła Samantha.
- Nie zamierzam przerywać. Mam jednak pewne wątpliwości, co do tego czy twój plan się powiedzie.
- Brokkur, wątpisz we mnie? Dobrze wiesz, że nigdy nie przegrywam- powiedziała czarodziejka, zbliżając się do karła i gładząc jego twarz ręką.
- A te dwie nieudane próby zabicia Lokiego? W jednej z nich zresztą zginął mój brat. I mówię ci Amora, że pomszczę Eitriego, choćbym miał wybić cały Asgard- krzyknął karzeł.
Oni chcą zabić Lokiego? O co tu chodzi? Pomyślała Violet, dalej spoglądając na „Samantę” i Brokkura.
- Posłuchaj, nie musisz sobie nie potrzebnie brudzić rąk. Loki zabije ich za ciebie. A potem sam zginie. Asgard będzie nasz- powiedziała Amora z uśmiechem na twarzy.- A teraz chyba czas aby pozbyć się Thora.
Czarodziejka powiedziała i wraz z karłem ruszyła w stronę Violet. Dziewczyna była spanikowana, lecz zdążyła przenieść się w inne miejsce. Jednak magia to przydatna rzecz. Pomyślała rozglądając się po miejscu w które trafiła. Były to więzienia. Od razu wpadła na pomysł, zobaczenia się z Rose. Podążyła w głąb korytarzy, rozglądając się w poszukiwaniu przyjaciółki. Natrafiła na nią dopiero przy ostatniej celi. Dziewczyna była wykończona. Jej twarz pokryła się licznymi siniakami, zresztą tak samo jak reszta ciała. Oczy były przekrwione, a ich zieleń zamieniła się z powrotem w błękit. Jej ręce były całe poobcierane od łańcuchów i kajdanek.
- Rose!- powiedziała Violet, przenosząc się na drugą stronę krat.
Dziewczyna lekko uśmiechnęła się na widok przyjaciółki, lecz nic nie mogła odpowiedzieć. Czar dalej działał.
- Nie możesz mówić... Dlaczego...- myślała na głos blondynka, przyglądając się Rose. Nie mogła jednak patrzeć na to jak cierpi. Pstryknęła palcami, a na to łańcuchy opasające jej przyjaciółkę, spadły. Dziewczyna upadła na ziemię, warcząc przy tym z bólu.
- Choć, pomogę ci- powiedziała Violet, łapiąc Rose pod ramię. W jednej chwili przeniosła się z nią do innego pomieszczenia. Był to jeden z pustych pokoi, znajdujący się w długim korytarzu. Usadowiła przyjaciółkę na łóżku i sama usiadła obok niej. 
- Muszę ci coś powiedzieć. Słyszałam rozmowę Amory, która udaję Samantę, i Brokkura- brata Eitriego, którego Thor zabił. Mówili oni o tym że chcą uśmiercić Thora i Lokiego a potem przejąć Asgard. I że to Loki zabije Thora.
Rose kiwnęła głową. Wiedziała o tym już wcześniej, więc nie było to dla niej czymś szokującym, mimo że nadal nie zamierzała do tego dopuścić.
- Nie wyglądasz na zdziwioną?- zapytała Violet.
- Bo już o tym wiedziałam- odpowiedziała jej niespodziewanie dziewczyna. Złapała się za gardło, nie mogąc uwierzyć że znowu może mówić.
- Ty... mówisz.
- Tak. Widocznie Amora zamiast na dwa, rzuciła zaklęcie na jeden dzień. I właśnie minął – odparła Rose, przecierając ranne nadgarstki.- Musimy iść do Thora. Nie możemy pozwolić mu zginąć.
Powiedziała dziewczyna i wstała z łóżka, chwiejnym krokiem zmierzając w stronę drzwi.
- Ale nie wiemy gdzie on jest- powiedziała Violet.
- Poszukamy.

Thor przez cały dzień szukał Lokiego. Musiał z nim jeszcze raz porozmawiać i zapytać się go o to co się z nim dzieje.
Szedł właśnie, znanym korytarzem z pokojami. Postanowił wejść do pierwszego który mu wpadnie w oczy- może to właśnie tam będzie jego brat. Otworzył dębowe drzwi, i tak jak się spodziewał, ujrzał Kłamcę. Leżał na podłodze, jakby nie żywy. Gromowładny szybko do niego podszedł  i zaczął nim trząsać, mając nadzieje że chłopak się obudzi. Zero reakcji. Thor podniósł się i zaczął chodzić nerwowo po pokoju. Loki przecież nie mógł drugi raz umrzeć. To by oznaczało dla niego zgubę.
Bóg piorunów na chwilę wyszedł z pokoju, rozglądając się po korytarzu, czy przypadkiem nikogo tam nie ma. Upewniając się w fakcie, że teren jest pusty, wrócił z powrotem do pomieszczenia. Lecz Loki zniknął. Wyparował.
- Przecież to nie możliwe...- powiedział do siebie Gromowładny, dokładnie rozglądając się po pokoju.
Nagle za bogiem piorunów pojawił się Kłamca, trzymający w ręku wielki nóż. Obrócił w swoją stronę boga piorunów, aby mieć przed sobą jego pierś. Thor był zupełnie zdezorientowany. Patrzył na wściekłego brata, pełnego żądzy mordu. Jego oczy były... czarne, tak jak oczy Rose, podczas ataku na niego. Demony. Pomyślał Gromowładny, cofając się do tyłu. Loki zamachnął się na niego, lecz w pewnym momencie zatrzymał się. Thor zobaczył rozbijane szkło na głowie brata. Kłamca upadł na ziemię, nieprzytomny.
Za nim stała starsza, ale piękna kobieta ze złotym warkoczem. Obok niej znajdowały się Rose i Violet.
- Matko!- krzyknął bóg piorunów podchodząc do wybawczyni.- Dziękuję.
- Te dwie dziewczyny powiedziały mi o wszystkim. Powiedziały że jesteś w niebezpieczeństwie.
- Pani Frigga, znalazła pokój w którym się znajdowaliście, a Violet nas tam przeniosła- dodała Rose, podpierając się ręką o przyjaciółkę. Nadal nie odzyskała pełni sił.
- Jestem wam bardzo wdzięczny. Ale o co w tym wszystkim chodzi?
- Później ci wszystko opowiemy. Teraz natomiast proponuję zabrać stąd Lokiego, zanim przyjdzie Amora- powiedziała Violet, zbliżając się do Kłamcy.

Lokiego obudziły bardzo silne bóle głowy. Powoli otworzył oczy. Znajdował się teraz w  pokoju, a przed nim siedzieli Rose, Violet i Thor. Wszyscy byli zdenerwowani, a kiedy zobaczyli że chłopak się obudził, raptownie się podnieśli.
- Oprzytomniałeś- powiedział Gromowładny.
- Tak. Co się stało?
- Nie pamiętasz? – zapytała zdziwiona Violet. Loki przecząco pokręcił głową. Wydawało mu się, że w pamięci ma sporych rozmiarów dziurę, której za żadne skarby nie mógł zakleić.
- Próbowałeś zabić Thora. Frigga cię uderzyła w głowę, powstrzymując cię od tego- wyjaśniła cicho Rose. Nadal nie miała zbytniej ochoty rozmawiać z Lokim. Albowiem przypomniała sobie o tym jak całował „Samantę”. Tego nie mogła mu jakoś wybaczyć. 
Kłamca widząc, że dziewczyna nie chce z nim  mówić, speszył się. O tym co zrobił Rose, pamiętał. I nie mógł zapomnieć, mimo że bardzo by chciał. To było podłe, tym bardziej że parę godzin później obściskiwał się z inną.
- Jak to... Dlaczego? Przecież ja...- zająkał się Loki. Nie mógł uwierzyć, że próbował ukatrupić Thora. Oczywiście przez wiele wieków tylko o tym marzył, ale wiedział również że to były tylko marzenia, na których wykonanie nie miałby odwagi. Co więc mu strzeliło do głowy? Nie wiedział. Nie pamiętał.
- Nie panowałeś nad sobą. Byłeś tylko marionetką w rękach Amory. Wykorzystała cię, aby zabić Thora, a potem chciała zabić ciebie- wyjaśniła Violet. Lokiego zamurowało. Amora. Znowu ta cholerna Amora. Wściekłość się w nim zebrała, tak że ogarnęła całe jego ciało. Na jego dłoniach zapłonęły płomienie. Powstrzymał go jednak Gromowładny. Nie chciał aby brat się mścił, bo wiedział że będzie to zemsta okrutna i wyjątkowo złożona. Musieli wymyślić plan. Ale nie teraz.
- Posłuchaj Loki: powinieneś odpocząć. Wiem że jesteś zdenerwowany, ale nie możesz się poddać emocjom. My teraz wyjdziemy, a potem kiedy już będziesz miał więcej siły, wymyślimy plan- powiedział Thor spokojnie, ruszając w stronę drzwi. W jego ślady podążyła Violet i Rose. 

Kiedy Rose już wychodziła zatrzymało ją lekkie pociągnięcie za nadgarstek.
- Poczekaj. Nie wychodź. Porozmawiajmy- powiedział Loki, ciągnąc dziewczynę w swoją stronę. Rose chwilkę stawiała opór, ale w końcu poszła za Kłamcą. 
- Nie mamy o czym rozmawiać. Serio- powiedziała obojętnie, nie patrząc chłopakowi w oczy. Ten jednak podniósł jej podbródek, tak aby ich wzrok się spotkał. Dziewczyna ujrzała przed sobą te piękne, szmaragdowe oczy. Poczuła zimno pochodzące z dłoni Lokiego. Ale nie mogła się omotać przez niego.
- Porozmawiajmy- powiedział jeszcze raz Kłamca, siadając na łóżku. Rose usiadła obok niego, nie odwracając od niego oczu.
- O czym?
- O tym co się wydarzyło. O tobie. O mnie. O wszystkim- odpowiedział Loki cicho. Po raz pierwszy w życiu, odważył się na taką rozmowę. Po raz pierwszy komuś zaufał. – To co zrobiłem wtedy... było niedopuszczalne. Nie powinienem. Jesteś jedyną osobą która się o mnie martwiła, której na mnie zależało. Na której... mi zależy. I to wszystko o czym się dowiedziałaś: to co przeżyłem w przeszłości, te kpiny, obrazy w stosunku do mnie. Moje pochodzenie. To że mnie akceptowałaś. Dzięki tobie... żyję. I mimo, że czasami czuję pustkę, mimo że nie pokazuję tego co czuję, to jedno wiem: chce czuć. Teraz już tak – dokończył, zbliżając się powoli do dziewczyny, tak żeby czuć jej ciepły oddech na wargach. Tak aby ona czuła jego zimno na swojej skórze. Jeden ruch i ich usta połączyły się.
Rose nigdy nie czuła takiej namiętności, połączonej z takim bólem. Loki mimo, że był szczęśliwy, nadal nosił w sobie cierpienie. Przerażenie, które ona starała się z niego wyjąć. Byli tak blisko siebie. Ale wszystko było delikatne, subtelne. Chłopak wplótł rękę w jej brązowe włosy i powoli je gładził. Jego skóra... była taka zimna, taka przyjemna.
Położyli się. Rose weszła na Kłamcę, gładząc ręką po jego tułowiu. Był dość dobrze zbudowany, mimo że należał do osób szczupłych. Ostatnimi czasy dość schudł, ale to jej nie przeszkadzało.
Loki dotykał ciała dziewczyny, najdelikatniej jak tylko umiał. Nie chciał być brutalny, nie dla niej. Teraz widział jaka była krucha, jak wiele czułości trzeba jej okazywać. I zamierzał to robić. Teraz, w tym momencie, jak najdłużej tylko będzie mógł. Całować ją, czuć jej ciepło na sobie. To parzące uczucie, które tak lubił.
W końcu para ułożyła się obok siebie. Patrzyli w swoje oczy, w ciszy. Tak jak ostatnio, tylko tym razem nie było niepewności. Liczyła się tylko chwila. Która trwała. I to im wystarczyło, aby byli szczęśliwi. Spełnieni. Aby wszystko co się działo dookoła straciło najmniejszy sens. No bo na co im to kiedy są razem?

Loki leżał w takiej pozycji dobre parę godzin. Dziewczyna już dawno temu usnęła. W tym momencie wtulała się w jego pierś, objęta ramieniem Kłamcy. Ale ten nie mógł zasnąć. Nie po tylu uczuciach jakie przeżył niedawno.
Myślał o wszystkim. O tym co go spotkało dotychczas. O tej nienawiści jaką wtedy czuł. O bólu, przerażeniu. A teraz? One nie zniknęły, ale przyszły też inne uczucia. Szczęście, zauroczenie. To nie była jeszcze miłość. Loki bał się jej. A raczej jej skutków. Tego, że mogłaby go... zranić. Tego że nie wytrzymałby. Że by go jeszcze bardziej zniszczyła. Strach nadal w nim mieszkał i póki co nie miał zamiaru się wyprowadzić. Ale było już lepiej, o wiele lepiej.

niedziela, 9 czerwca 2013

Rozdział 33 "Dzień Sądu"

Tak jak obiecywałam, wstawiam dzisiaj nowy rozdział :3 Mam nadzieję, że się spodoba 

Co do terminu następnego, będzie to albo wtorek, albo środa- wszystko zależy od tego w jakim tempie nauczę się przedmiotów :/ Ale myślę, że będzie warto poczekać, tym bardziej po tym co zaplanowałam
< Muhahahah, JA- zła>. 
Bardzo cieszy mnie fakt, że coraz więcej czytelniczek, zaczęło również pisać fanfiki o Lokim, bo takich nigdy za wiele :3 Tak więc pozdrawiam Panią Obserwatorkę i Panią Roxan :D 
A teraz nie przedłużając, zapraszam do czytania:




     
Rose znajdowała się w Sali Tronowej w pałacu królewskim. Na tronie siedział zestresowany Odyn, a po jego lewej stronie kobieta która widziała w dniu ataku ze strony Svartalhaimu. Dziewczyna znajdowała się na pewnego rodzaju mównicy, zakuta w kajdany. Obok niej siedzieli Thor, Vanessa, Violet i Caroline. Byli też Loki i „Samantha”. Wszyscy patrzyli na nią z odrazą, zupełnie jakby nie była ich przyjacielem, tylko największym wrogiem. Wrogiem który powinien zginąć.
Odyn poniósł się z miejsca, uderzając swoim berłem o ziemię, w celu uciszenia tłumu.
Wszyscy zamilkli.
- Rosalio Johanson! Jesteś oskarżona o atak na Thora, księcia Asgardu. Jesteś oskarżona o zabicie mojego syna!- krzyknął Odyn. Rose nie mogła uwierzyć w to co słyszy. Przecież to nie była prawda. Dziewczyna szybko przeniosła wzrok na miejsce w którym siedział Gromowładny, lecz jego tam już nie było. Jej przyjaciółki były ubrane na czarno, a Violet zaniosła się płaczem na wspomnienie o bogu. Czarodziejka z powrotem spojrzała w stronę Wszechojca. Za nim pojawił się obraz wręcz zmasakrowanego Thora. Był cały blady, a jego ciało było całe rozszarpane. Rose nie mogła na to patrzeć bo widok był tak samo przerażający, jak i obrzydzający.
- Za wszystkie czyny jakie dokonałaś, zostajesz skazana na tak samo brutalną śmierć -kontynuował Odyn. Chwilę po tym wrócił na swoje miejsce, a na Sali rozbrzmiały krzyki. 
- Zabić ją!- wrzeszczały tłumy.
Rose rozejrzała się po ludziach. Mieli oni rozmazane twarze, jednak ich oczy były uwidocznione. Czarne niczym otchłań. Niczym najgorsze demony, żerujące na szczątkach zmarłych. To było straszne!
Nagle do czarodziejki zbliżył się Loki. Rose na jego widok zamarła. Z jego szmaragdowych oczu spływała gęsto krew, natomiast ciało przybrało kolor pergaminu. Kiedy lekko rozszerzył usta, można było zobaczyć wystające z nich, ostre kły. W jego ręku nagle pojawił się drewniany kołek. Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Po raz kolejny spojrzała na ludzi. Teraz już nie krzyczeli. Klaskali. Nawet Odyn. Nawet jej przyjaciółki. W pewnym momencie Kłamca silnie zamachnął się bronią na czarodziejkę.

-Nie!- krzyknęła w myśli Rose  otwierając raptownie oczy. Jej oddech szalał, wręcz wyrywając jej płuca z piersi. Dziewczyna powoli rozejrzała się po pomieszczeniu. Nadal była w celi.
- To był tylko sen- pomyślała , wdychając. Mimo, że to był tylko jeden z jej koszmarów, to Rose mocno się nim zaniepokoiła. Był zbyt realistyczny. I straszny. Zaczęła się bać tego co się  z nią dalej stanie. W końcu to dzisiaj Odyn wyda wyrok.
Chwile potem do celi wkroczyło dwóch mocno zbudowanych strażników. Rozwiązali ją z łańcuchów, zakładając na jej nadgarstki srebrne kajdanki. Zaczęli ją prowadzić w stronę Sali tronowej.
Wszystko wyglądało dokładnie tak jak w scenie ze snu. Krzyczący tłum, Odyn siedzący na tronie, jej przyjaciele. Jednak coś było inne. Thor żył. I nie patrzył na nią z odrazą mimo że miał powody. Vanessa też miała bardziej współczującą, niż zawistną minę. Rose ulżyło, na tyle aby odzyskać siłę w nogach. Doszła do mównicy i oparła się o nią.
Odyn wstał i uderzył swoim berłem o ziemię. Na razie wszystko odbywało się tak jak w koszmarze.
- Rosalio Johnson! Jesteś oskarżona o atak na Thora, księcia Asgardu- słowa Wszechojca, kolejny raz zadźwięczały w jej głowie.- Czy masz coś na swoją obronę?
Dziewczyna otworzyła usta, lecz od razu przypomniała sobie, że nie może. Nie może nic powiedzieć, bo Amora zabrała jej mowę. Teraz nie będzie miała się jak obronić.
Odyn patrzył przez chwilę na Ziemiankę w wyraźnym zniecierpliwieniu.
- Widzę, że przyznajesz się do winy! Za Twój czyn, zostanie ci odebrana moc, tak abyś już nigdy nie mogła stanowić dla nas niebezpieczeństwa.
Powiedział Wszechojciec i wrócił na swój tron. Rose poczuła mocne rwanie w piersi. Czuła jakby ktoś wyrywał jej serce wraz z duszą. Cała energia opuszczała jej ciało. Obróciła swój wzrok w miejsce gdzie siedzieli jej przyjaciele. Zobaczyła stojącego Lokiego, który wymawiał zaklęcie. Na jego rękach zbierał się natomiast tajemniczy pył, który zapewne był jej mocą. Dziewczyna nie mogła uwierzyć, że on... że on pozbawia jej tego nad czym wspólnie pracowali. Poczuła żal, mimo że wiedziała że Loki nie robił tego umyślnie. To Amora go do tego zmusiła.
Nagle Rose upadła na podłogę. Już nie była czarodziejem. Została doszczętnie pozbawiona energii jaka się w niej znajdowała. Teraz czuła się tak jakby była... nikim.
Kłamca podszedł do jednego ze strażników trzymających w ręku wielką, szklaną kulę. Moc którą trzymał w dłoniach, „włożył” do „szkatuły”.

Dziewczyna przyglądała się całemu procederowi na tyle długo na ile miała go w polu wzroku. Jednak w pewnym momencie wszystko zniknęło, była bowiem z powrotem prowadzona do jej zimnej celi. Znowu została zakuta w łańcuchy. Teraz była jednak słabsza niż wcześniej. Wszystko ją bolało, czuła palenie w żebrach. Jak ona sobie poradzi bez magii?
Nigdy by nie pomyślała, że będzie jej tak bardzo przydatna, lecz od momentu w którym przybyli do Asgardu, Rose używała jej dość często.
Choćby do obrony własnej, ale i innej osoby. Na przykład Lokiego, którego teraz to w ogóle nie obchodzi. Była wściekła. Nie na Kłamcę, ale na Amorę. Na tą szmatę, która wykorzystała i ją, i Lokiego, i wszystkich innych. A ona nie ma jak ostrzec swoich przyjaciół. Nic nie może zrobić. Nic.

Thor wraz z Ziemiankami przyglądali się całemu procesowi. Wszyscy byli wstrząśnięci po tym co Rose im zrobiła, ale wiedzieli również że nie czyniła tego umyślnie. Ktoś nią sterował. W dodatku widok wydzierania z dziewczyny mocy, był przerażający. Cała energia, którą posiadała gromadziła się na rękach Lokiego. A ten był nie wzruszony. Zupełnie zimny.
Thorowi coś nie pasowało. Wiedział, że brat stara się nie okazywać „typowo ludzkich” uczuć, ale ma nieco sumienia. Mimo że się do tego nie przyznaje. A teraz? Głaz. Bezuczuciowy kamień. Pustka. To nie był on.
Wszyscy wyszli z Sali, od razu po tym jak sąd się skończył. Gromowładny złapał Violet za nadgarstek i zaprowadził na bok. Miał bowiem pewien pomysł.
- Mam plan. Moce Rose zostaną umieszczone w pokoju w którym znajduje się szkatułka „Wiecznych Mrozów”. Pójdziemy tam i... przejmiesz je.
- Co? Ja?- zapytała zdziwiona Violet patrząc z osłupieniem na Thora.
- Tak, ty. Musisz je „wchłonąć”, bo wydaje mi się że w królestwie dzieje się coś złego. Jesteś na tyle rozsądna aby dobrze jej używać i w razie niebezpieczeństwa- zadziałać. Ok?
Blondynka kiwnęła lekko głową.
Razem z bogiem piorunów ruszyła w stronę „Mroźnej Sali” jak ona ją zwykła nazywać. Od ostatniego przyjścia wiele się tam nie zmieniło. Jedynie co, to pokój wzbogacił się o dodatkowy „skarb”. Kula w której znajdowały się moce Rose, mieniła się wszystkimi kolorami. Najbardziej jednak przeważała tam zieleń i czerń, lecz nie zabrakło również żółci, fioletu i błękitu. Dziewczyna powoli zbliżyła się do szkatułki, patrząc na nią uważnie. Po chwili jednak jej wzrok powędrował na Gromowładnego.
- Jak ja mam ją wchłonąć?- zapytała.
- Po prostu weź w ręce. Przejmować ją mogą tylko Ziemianie, a to jest jedyny sposób.
Violet wykonała polecenie Thora. Dotknęła kuli, podnosząc ją jednocześnie. Nagle poczuła jak jej ciało ogarnia parzące ciepło, które chwile potem zmienia się w przyjemną falę energii. Z szkatułki powoli znikał pył, wchłaniany przez blondynkę. Cały proces trwał dobre parę minut. Kiedy dziewczyna skończyła i odłożyła pustą kulę na miejsce, na jej rękach zapłonęły płomienie. Nie były one jednak zielone, tak jak u Rose czy Lokiego, przybrały kolor fiołków- tak jak jej oczy. Violet chwile się w nie wpatrywała. Były... cudowne. Takiej gamy uczuć nie przeżyła nigdy. Była bardzo zadowolona z tego, że włada tak potężną siłą. Ale wiedziała że posiada ją tylko dlatego, aby obronić ludzi których kocha. I zrobi to.