piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 53 "Szczyt brutalności"

Da da dam!
Powróciłam!!!!
Wasza ukochana (mam nadzieję) Darky wróciła, zwarta i gotowa do dalszej pracy :3

Jak pewnie zauważyliście nie było mnie... no grubo ponad dwa miesiące. Ten czas był dla mnie jednym, długim pasmem prób zabrania się za pisanie i tym samym, wynikających z tego, porażek. Ale nie dałam się. Siadłam wczoraj do komputera i dopisała 1 stronę A4 (wcześniej udało mi się zabazgrać jedną), a dzisiaj uż tylko dokończyłam moją pracę. Choć musze przyznać, że arcydzieło najwyższych lotów to, to nie jest. Wręcz przeciwnie. Wyjątkowo... nie podoba mi sie ten rozdział. Wiem, że stać mnie na znacznie więcej i obawiam się, że równiez po przeczytaniu to zauważycie. Ale cóż... musze sie poddać Waszej opinii.

Co ja tu chciałam jeszcze powiedzieć...
Ah, no tak.
Ten rozdział jest zadedykowany specjalnej osobie, którą poznałam (znaczy się, która napisała do mnie) parę dni temu.  Tak panno Akane/ Devastated Angel (czy jak Cie tam zwą), ten rozdział jest dla Ciebie! <3
Otóż moja kochana Akane napisała do mnie niedawno (czym oczywiście umiliła mi dzień) i zapytała o kilka spraw związanych z prowadzeniem bloga (mam nadzieję, że nie obrazisz się, że zdradziłam o czym z początku rozmawiałyśmy :*) i oto link do niego  <klik>. Jak pewnie większość z Was podejrzewa blog jest o Lokim i moim zdaniem już od samego prologu zapowiada się cudownie. Tak więc wchodzimy kochani i piszemy komentarze dla Naszej kochanej Akane <3
Ten rozdział jest dla Ciebie kochana <3

A teraz zapraszam do czytania :D






    Lokiego obudziły przebłyski światła wpadające przez ogromne okna w  jego pokoju. W pomieszczeniu panował przyjemny chłód, jednak mimo tak wielu pozytywów, perspektywa wstania nie wydawała się Kłamcy dobrą opcją. Czuł, że jak tylko jego noga przejdzie przez próg pokoju, wydarzy się coś co może po raz kolejny pokrzyżować mu szyki. Miał ostatnio wyjątkowego pecha. I już nawet nie chodzi o sam fakt iż został wplątany w sytuacje z Rose, wymazanie jej pamięci oraz przekazanie jej fałszywych informacji. Całe jego przebywanie w Alfheimie było jednym wielkim nieporozumieniem. Nie pasował do tego miejsca. Gdzie nie spojrzeć, roiło się tutaj od cudownych, jednak nieprzeniknionych, elfów. Chroniła je jakaś magia, której nawet on, nie umiał złamać. Wielokrotnie starał się odeprzeć zaklęcie chroniące, które rzucono na zamek- na marne. W takich sytuacjach Loki czuł się całkowicie bezsilny, gorszy. Oczywiście jego podświadomość dobrze wiedziała kiedy się odezwać.
    Nie wiem po jaką cholerę przybywałeś do tego posranego zamku, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że najprawdopodobniej już z niego nie wyjdziesz. Chyba, że po raz kolejny twój mały móżdżek przyćmiła wizja władzy. Idioto dobrze wiesz, że Valestil nic ci nie da. Stracisz na własnej głupocie. 
    Serio jesteś idiotą, Kłamco. Największym ze wszystkich. Lepiej coś wymyśl, chyba że chcesz zawisnąć jako ozdoba nad tronem Valestila.
    Loki dobrze wiedział, że to co mówi mu ten suczy głos w jego głowie, jest prawdą. Świetnie zdawał sobie sprawę z tego, że przez tego cholernego elfa może skończyć jako szaszłyk. Jednak nic innego mu nie pozostało, prócz zignorowania ryzyka i dopełnienia planu, bez względu na skutki. 
    Nagle do pokoju Kłamcy wszedł jak zwykle uśmiechnięty Valestil. Ubrany w błękitną szatę, z postawionym kołnierzem, wyglądał niezwykle promiennie. 
    - Jeszcze nie wstałeś?- spytał, patrząc ze zdziwieniem na leniwie podnoszącego się boga.
    - Jakoś nie miałem powodów do radosnego zrywania się z łóżka i witania się z twoimi elfimi przyjaciółmi- odpowiedział zgryźliwie Loki, zakładając na siebie swoją szatę.
    - No cóż, nie spodziewałem się po tobie aż takiego pesymizmu, choć słyszałem, że do najbardziej optymistycznych osób to ty nie należysz. Ale przychodzę do ciebie w innej sprawie. Otóż póki co Rose przesiaduje z moimi służkami i uczy się różnych manier i naszego języka. W tym czasie ja i ty przejdziemy się do lochów na spotkanie z Thorem. Co ty na to?
    Na dźwięk imienia „brata”, Kłamcę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Niezbyt ucieszył go pomysł elfa. Co jak co, ale twarz zdenerwowanego Thora nie jest najprzyjemniejszym widokiem. A już tym bardziej nie lubił tych jego oskarżycielski pytań. „Dlaczego to zrobiłeś Loki? Czym ja sobie zawiniłem?”. Nigdy nie wiedział jak ma na nie odpowiedzieć. „Bo to ty byłeś tym rodowitym synem, a ja tylko adoptowanym popychadłem? Bo byłem zazdrosny o to, że dostajesz wszystko bez żadnego wysiłku?”. Ale nigdy by mu tego nie powiedział. Chyba to była jedyna rzeczy na którą nie miał odwagi… Powiedzieć szczerze co go bolało, co czuł przez te kilkadziesiąt lat, przez całe dzieciństwo. Thor nie zdawał sobie sprawy jak nic nie robiąc, sprawiał mu ból. Może się o niego troszczył, ale… to nic nie zmieniało. Nie zmieniało zmarnowanej przeszłości. I w gruncie rzeczy nie mógł się pogodzić z tą myślą.
    - Loki?! Rozumiem, że Alfheim to wspaniałe miejsce, ale proszę nie odlatuj tak myślami, bo przestraszę się, że zamarłeś- powiedział Valestil, dość brutalnie wyrywając Kłamcę z przemyśleń.
    - Ah no tak, przepraszam.
    - To jak? Idziemy?

&&&

    Wystrój lochów zdecydowanie odbiegał od tego co można było zobaczyć w pałacu. Pomieszczenia były zimne, pokryte kurzem i brudem, a co jakiś czas można było usłyszeć głośny krzyk bólu dochodzący z głębi poszczególnych celi. Valestil z pewnością chciał, aby więźniowie nie czuli się dobrze podczas odbywania kary, a cierpienia były o tyle bolesne, bo dobrze wiedzieli, że gdzieś tam, ponad ścianami lochów znajduje się raj. I to był właśnie szczyt brutalności, jaką można zafundować drugiemu człowiekowi- dać mu zasmakować czegoś co i tak później straci, co się mu później odbierze. 
    - Twój braciszek znajduje się tam, w ostatnim lochu. Zafundowałem mu specjalne warunki- powiedział elf, wskazując na pomieszczenie na końcu korytarza.- Czeka cię tam również niespodzianka. Mam nadzieje, że ci się spodoba.
    Na te słowa, Valestil zniknął. Najwyraźniej opanował magię na tyle, aby bez problemu przenosić się z miejsca na miejsce. 
    Loki szedł na spotkanie z Thorem bez większego entuzjazmu, najwolniej jak się tylko dało. Odwlekał moment konfrontacji tak długo jak umiał, jednak wiedział, że z każdym krokiem zbliżał się do celi, a tym samym do niechcianej rozmowy. 
    - Słyszę kroki. No chodź, Loki nie krępuj się. Przywitaj się z nami- usłyszał znajomy, kobiecy głos, na którego dźwięk nóż stanął mu w gardle. Jego ciało przeszył zimny dreszcz, blokujący jakiekolwiek ruchy. 
    - To niemożliwe- wyszeptał.- To nie może być prawda.
    - A jednak. No chodź tu tchórzu, pokaż mi tu swoją plugawą twarz!
    Nagle Kłamca odzyskał czucie w kończynach i robiąc jeden krok, stanął przed celą. W tym momencie przeżył kolejny szok. 
    - No chyba sobie ze mnie kpicie- powiedział, patrząc w oczy Wszechojca. Siedział on na wykutej w skale ławie, z rękoma przykutymi do ściany. Wyglądał tak jak wcześniej, może był nieco bardziej zaniedbany, jednak biła od niego ta sama duma, którą dobrze pamiętał. 
    Jednak to wszystko wydawało się Lokiemu… nierealne. Przecież… on nie żył, Amora sama pokazała mu zwłoki Odyna. Nikt go do żywych nie przywrócił, bo Hel by go z pewnością nie wypuściła ze swojej krainy. Więc co on do cholery tu robił?
    - Co, zaniemówiłeś aniołku?- powiedziała kobieta siedząca na przeciw Wszechojca. Amora. Kolejna żywa nieżywa. Kolejna, która powinna siedzieć wśród poddanych jego córki. Co się dzieje?
    - Nic już nie rozumiem- powiedział Kłamca, bezsilnie opadając na stojącym obok krzesełku. Wszystko co było mu znane do tej pory… przestało być takie oczywiste jak wcześniej. 
    - Loki… - Kłamca usłyszał gruby głos należący do jego brata. Thor siedział w głębi celi, w cieniu. Czarownik nie był w stanie dostrzec jego twarzy, co go nieco zaniepokoiło. Jak bardzo jego stan jest zły?
    - Jak to możliwe że wy żyjecie?! Jak to do cholery jest możliwe?!- krzyknął Loki, chowając twarz w dłonie. Ta paranoja nie dawała mu spokoju, musiał się dowiedzieć co jest grane. 
    - Oj nie krzycz tak, Kłamco. Uwierz mi, wystarczy że kilku baranów drze się w niebogłosy po kilka godzin dziennie. To doprowadza mnie do szału- powiedziała Amora, przybierając obojętny wyraz twarzy.
    - Chcesz wiedzieć dlaczego żyjemy?- spytał Odyn, patrząc uważnie na Lokiego.- Otóż… nigdy nie umarliśmy.

&&&


    - Że co przepraszam?!- wyszeptał Kłamca, patrząc na Wszechojca jak na osobę, delikatnie mówiąc, głupią.- Przecież widziałem wasze martwe ciała. Z całym szacunkiem Odynie, ale widziałem jak leżysz w trumnie, widziałem całą ceremonią pogrzebową.  I ciebie- wskazał na Amorę- też widziałem, kiedy wykrwawiałaś się od rany którą zadała ci Rose. I myślę, że ty też pamiętasz tą sytuacje.
    - Stul pysk Kłamco!- warknęła Amora.- Nawet nie wiesz jak dużo siły kosztowało mnie tak realistyczne odegranie roli. Nie zdajesz sobie sprawy jak wiele czasu zajęło mi stworzenie odpowiedniego zajęcia i jak…
    - O czym ty mówisz?! To wszystko było jedynie iluzją?! Przecież magowie królewscy bardzo dobrze postarali się o to, aby upewnić się, że nie użyłaś żadnej magii. Nie możliwe aby zaszła jakaś pomyłka, przecież…
    - Valestil postarał się o to, aby wszystko zamaskować Loki. To nie jest zwykły elf, który z racji dziedzictwa obejmuje tron. On nie jest tym za kogo się podaje- odparł Odyn, przybierając poważny wyraz twarzy. Zdecydowanie nie żartował.
    Wszystkie te informacje spadły na Kłamcę jak grom z jasnego nieba. Nie miał pojęcia jaki plan miał Valestil i co chciał osiągnąć przywracając do życia Odyna i Amorę, a później umieszczając ich razem w celi. Nie miał pojęcia czemu sam doprowadził do jego spotkania z nimi, narażając się tym samym na zdradzenie jego zamiarów. Choć jakby się nad tym dłużej zastanowić to… to wszystko  mogło mieć sens. Tylko jakie intencje miał król i co dokładnie planował, tego Loki już nie umiał się domyśleć.
    Pozostało  mu tylko jedno.
    - No dobrze. To w takim razie, jak macie zamiar ukatrupić naszego ukochanego elfiego króla, zanim on zrobi to z nami?