Moja wena nadal kuleje, ale obiecuję, że podczas wolnego spokojnie pomyślę nad tym jak by tu dalej rozwinąć wątek. Mam nadzieję, że coś mnie natchnie :3
Chciałam serdecznie powitać nową czytelniczę- Pepp :D Witam w moich skromniutkich progach. Ciacha?
Oj, ale emocji było przy poprzednim rozdziale. Nawet nie sądziłam, że tak to przeżyjecie. Mam wyrzuty sumienia <cicho pochlipuje>. Choć z drugiej strony.... Zobaczyłam że jestem ZUA :D
Na koniec chciałabym jeszcze poinformować Was o powstaniu dwóch nowych zakładek: "Kto pyta nie błądzi" i "SPAM". Na pierwszym możecie mi zadawać WSZYSTKIE PYTANIA, jakie tylko Wam do głowy przyjdą (oczywiście nie takie bardzo prywatne), natomiast druga strona przeznaczona jest do informowania mnie o wszystkich nowych rozdziałach na Waszych blogach, oraz jakiś polecanych opowiadaniach :D Tak więc zapraszam do pytania i spamowania ;)
PS. Od niedzieli (30.06) do 13 lipca bedę na obozie, co oznacza przerwę w wstawianiu. Mam nadzieję że jakoś to przeżyjecie, kochani :)
A teraz już nie przedłużając, zapraszam do czytania:
Thor zirytowany chodził po
całym królestwie w poszukiwaniu Rose i Lokiego. Przeszukał już chyba wszystkie
możliwe miejsca w których mogli się znajdować, lecz ślad po nich zaginął. Kiedy
Gromowładny wkroczył do Sali ze szkatułką, ku jego zdziwieniu, zauważył że jej
brak. Musiała zostać skradziona. Ale przez Lokiego?
- Nie to nie możliwe. To
nie mógł być on- odpowiedział do siebie Thor, przeczesując nerwowo jasne
włosy. Postanowił, że powiadomi o zniknięciu brata i przyjaciółki, jednak nie
będzie oskarżał o wszystko czarodzieja. Naraził by go tym na niechybną śmierć z
rąk Odyna. Nieodwracalną.
Bóg piorunów podążył w
stronę Sali Tronowej, aby się spotkać z ojcem i wyjaśnić całą sytuację. Jakże
wielkie było jego zdziwienie kiedy nie zastał go na tronie, na którym zwykle
siedział. Wokoło jednak zgromadziły się tłumy ludzi. Thor nie miał pojęcia co
się wydarzyło, ale świadomość podsuwała mu wiele mrocznych pomysłów. Przepchnął
się przez tłum, tak by zobaczyć co się dzieje. Przed sobą ujrzał leżącego na
ziemi Wszechojca, a obok niego Friggę. Kobieta była cała zapłakana i ciągle
mówiła coś w stronę Odyna. Ten jednak nie dawał żadnych oznak życia.
- Matko!- krzyknął
Gromowładny, podchodząc do jasnowłosej.
- Thorze... Twój ojciec...
Został zamordowany. Ja... nie wiem...- Frigga przerwała i znowu zaniosła się
głośnym płaczem.
- Dobrze. Spokojnie-
odpowiedział cicho Thor, przytulając się do kobiety. Jego wzrok był jednak
zwrócony w stronę Odyna. Patrzył na jego bladą twarz, na której nadal widniał
wyraz dumy, tego królewskiego majestatu. Ale nie był już królem. Teraz trafi do
„lepszej krainy”.
Tylko kto mógł to zrobić? I
znowu w głowie Gromowładnego pojawiła się myśl wskazująca na jego brata.
Przecież już kiedyś próbował, nawet nie raz. Pragnął władzy. Zabicie ojca
byłoby pierwszym krokiem, potem skupiłby się na bogu piorunów. I tron należałby
do niego. Choć z drugiej strony, Loki ostatnio się zmienił, wręcz nie do
poznania. Nie, to nie mógł być on. W takim razie kto? Musiał poszukać
odpowiedzi, ale dopiero po uroczystości na cześć jego ojca.
&&&
Lokiego obudziło mocne
kopnięcie w brzuch. Głośno krzyknął z bólu, lekko otwierając oczy. Przed sobą
ujrzał uśmiechniętą Rose, trzymającą w ręku mały woreczek. Dziewczyna kucnęła
przy czarodzieju.
- Miło, że w końcu się
obudziłeś. Wyspany?- zapytała ironicznie Rose.
- Dlaczego to robisz?-
zapytał zdenerwowany Loki, orientując się , że nie ma już na ustach „kagańca”.
- Wykorzystałeś mnie.
Okłamałeś. Zresztą tak jak większość ludzi. Serio myślałam, że jesteś wobec
mnie szczery, po tym wszystkim co przeżyliśmy. Ale byłam głupia. Zresztą Amorę
tak samo upokorzyłeś.
Dziewczyna mówiła to
wszystko z tak wielkim wyrzutem, żalem. Lokiego jednak nie to interesowało. On
upokorzył Amorę? On? Co ta parszywa zdzira znowu wymyśliła?!
- Co? O czym ty mówisz? Ja
ją wykorzystałem?- zapytał.
- Nie zgrywaj głupiego,
dobrze wiesz o czym mówię!- krzyknęła Rose. Zaczęła grzebać w worku, który
trzymała w ręku i wyjęła z niego żółtawy proszek.- Teraz poczujesz to co ja.
Upokorzenie. Chyba rzeczywiście nie powinnam nikomu ufać i dzięki Tobie już nie
zaufam.
Powiedziała i „zdmuchnęła”
proszek na Lokiego. Kłamca poczuł jak jego ciało robi się z jednej strony
gorące, natomiast z drugiej- lodowate. Z jego oczu i ust zaczęła spływać krew,
natomiast błękitny kolor jego skóry zaczął się robić ciemniejszy. Wydawało mu
się jakby ktoś mu coś zabierał, jakąś dużą część jego. Czuł tak ogromny ból, że
w tej chwili wolałby umrzeć, niż przechodzić te męczarnie. Każda część jego
ciała płonęła.
Po długim czasie, Kłamca
przestał odczuwać cokolwiek. Był cały poparzony, wykończony, pokrwawiony. Rose
nadal przy nim stała.
- Tak dla jasności. Teraz
jesteś nikim. BEZ MAGII!- wysyczała i wyszła z pomieszczenia, zatrzaskując za
sobą metalowe drzwi.
- Bez magii...- powtórzył
Loki sucho. Nie mógł uwierzyć. On nie mógł... Nie! Kłamca skupił wszystkie
swoje myśli na zielonych płomieniach. Zielone
płomienie. Zielone płomienie. ZIELONE PŁOMIENIE! Powtarzał w myślach.
Jednak nic się nie wydarzyło. Nic, a nic.
Był bezużyteczny. Zupełnie
bezużyteczny.
Loki siedział w tym
pomieszczeniu już od dobrych paru dni. Choć może to było parę godzin? Nie
wiedział, ale czuł jakby ten czas dłużył się w nieskończoność.
Dopiero teraz zwrócił uwagę
na miejsce w którym się znajduje. Było to czymś na kształt więzienia,
ulokowanego w niewielkich rozmiarów pokoiku. O ile to można było tak nazwać.
Cała przestrzeń pokryta była zimnym metalem, natomiast nigdzie wokół nie
znajdowały się żadne meble. Okien też nie było. Kłamca uświadomił sobie jak
bardzo odczuwa tutaj swoją samotność. Jak bardzo mu teraz przeszkadza.
Czuł się strasznie. Co
jakiś czas przechodziły go ostre dreszcze, wstrząsające całym jego ciałem. Bolały
go oczy, miał słabszy wzrok. Wyraźnie odczuwał brak magii. To zupełnie tak jakby
ktoś zabrał mu serce, lub duszę, zostawiając pustą lalkę. Zabawkę, którą można
się pobawić dla czystej rozrywki.
Loki spojrzał na swoje
ręce, uważnie im się przyglądając. Jego paznokcie były czarne, natomiast skóra-
granatowa. Już nawet nie błękitna! Nienawidził siebie, w takiej postaci, po
prostu nie cierpiał. Był wtedy tak obrzydzony...
Kłamca mocno potarł dłonią o koniuszki palców.
Poczuł jak krew spływa po jego nadgarstku, skapując na ziemię, ale nie przejął
się tym. To był jego odruch. Czuł się...
brudny, starał się jakoś pozbyć tej nieczystości. Ale nie umiał. Był potworem,
tego nie mógł zmienić.
Po raz pierwszy od tak
wielu lat, zorientował się, że popełnił wiele błędów. Okłamując ludzi,
kombinując, bawiąc się innymi. Teraz ma wrogów, którzy tylko czekają aby się
zemścić.
Aby wykorzystać go tak, jak
on wykorzystał ich. Już wiedział, że nie wyjdzie z tego cało... Żałował...
Im dłużej myślał, im dłużej
drążył w swoim umyśle, tym bardziej czuł że nie wytrzyma tego.
Wszystko było lepsze:
tortury, kpiny, zemsta. Ale nie bycie sam na sam, ze swoimi demonami. Demonami
duszy, demonami umysłu. One rozrywały go, niszczyły od środka. Tłamsiły
psychikę, sprawiały że powoli znikał. Bo co? Bo oddał się diabłu. Bo oszukał
go. Bo był Kłamcą. Łżącym łajdakiem. Idiotą, który raz zaufał. Niestety.
Było tak dobrze. Ale zaufałeś. Pomyślałeś, że dla kogoś coś znaczysz.
Znowu popełniłeś błąd. Znowu powiedziałeś parę słów za dużo. I co teraz? Teraz
ta dziewczyna zna każdy zakątek twojego umysłu, każdy sekret, WSZYSTKO! Ona cię
zniszczy, jeżeli nie zrobisz tego przed nią. Jeżeli ja tego nie zrobię. A
zrobię! Bo wiesz kim jestem? Nie, nie świadomością, ona już dawno umarła.
Jestem twoim sumieniem. I będę o sobie przypominać, za każdym razem, kiedy
będziesz kładł się spać, za każdym razem gdy coś zrobisz, gdy znowu okłamiesz.
Zabiję w tobie każdą dobrą rzecz, która jeszcze pozostała.
Pozyskam twój u m y s ł.
Pozyskam twoją d u s z ę.
Z n i s z c z ę C i ę!
Loki poczuł jak krople potu
spływają po jego czole. Siedział zgięty, kołysząc się to do przodu, to do tyłu.
Jego wzrok skupił się na ścianie. Na pustej, szarej ścianie. Do oczu powoli
zaczęły napływać mu łzy. Nie wytarł ich, pozwolił aby spłynęły po policzku,
zmywając brud znajdujący się na twarzy chłopaka.
Przegrał.