Powróciłam!!!!
Wasza ukochana (mam nadzieję) Darky wróciła, zwarta i gotowa do dalszej pracy :3
Jak pewnie zauważyliście nie było mnie... no grubo ponad dwa miesiące. Ten czas był dla mnie jednym, długim pasmem prób zabrania się za pisanie i tym samym, wynikających z tego, porażek. Ale nie dałam się. Siadłam wczoraj do komputera i dopisała 1 stronę A4 (wcześniej udało mi się zabazgrać jedną), a dzisiaj uż tylko dokończyłam moją pracę. Choć musze przyznać, że arcydzieło najwyższych lotów to, to nie jest. Wręcz przeciwnie. Wyjątkowo... nie podoba mi sie ten rozdział. Wiem, że stać mnie na znacznie więcej i obawiam się, że równiez po przeczytaniu to zauważycie. Ale cóż... musze sie poddać Waszej opinii.
Co ja tu chciałam jeszcze powiedzieć...
Ah, no tak.
Ten rozdział jest zadedykowany specjalnej osobie, którą poznałam (znaczy się, która napisała do mnie) parę dni temu. Tak panno Akane/ Devastated Angel (czy jak Cie tam zwą), ten rozdział jest dla Ciebie! <3
Otóż moja kochana Akane napisała do mnie niedawno (czym oczywiście umiliła mi dzień) i zapytała o kilka spraw związanych z prowadzeniem bloga (mam nadzieję, że nie obrazisz się, że zdradziłam o czym z początku rozmawiałyśmy :*) i oto link do niego <klik>. Jak pewnie większość z Was podejrzewa blog jest o Lokim i moim zdaniem już od samego prologu zapowiada się cudownie. Tak więc wchodzimy kochani i piszemy komentarze dla Naszej kochanej Akane <3
Ten rozdział jest dla Ciebie kochana <3
A teraz zapraszam do czytania :D
Lokiego obudziły
przebłyski światła wpadające przez ogromne okna w jego pokoju. W pomieszczeniu panował
przyjemny chłód, jednak mimo tak wielu pozytywów, perspektywa wstania nie
wydawała się Kłamcy dobrą opcją. Czuł, że jak tylko jego noga przejdzie przez
próg pokoju, wydarzy się coś co może po raz kolejny pokrzyżować mu szyki. Miał
ostatnio wyjątkowego pecha. I już nawet nie chodzi o sam fakt iż został
wplątany w sytuacje z Rose, wymazanie jej pamięci oraz przekazanie jej fałszywych
informacji. Całe jego przebywanie w Alfheimie było jednym wielkim
nieporozumieniem. Nie pasował do tego miejsca. Gdzie nie spojrzeć, roiło się
tutaj od cudownych, jednak nieprzeniknionych, elfów. Chroniła je jakaś magia,
której nawet on, nie umiał złamać. Wielokrotnie starał się odeprzeć zaklęcie
chroniące, które rzucono na zamek- na marne. W takich sytuacjach Loki czuł się
całkowicie bezsilny, gorszy. Oczywiście jego podświadomość dobrze wiedziała
kiedy się odezwać.
Nie wiem po jaką cholerę przybywałeś do tego posranego
zamku, ale chyba zdajesz sobie sprawę, że najprawdopodobniej już z niego nie wyjdziesz.
Chyba, że po raz kolejny twój mały móżdżek przyćmiła wizja władzy. Idioto
dobrze wiesz, że Valestil nic ci nie da. Stracisz na własnej głupocie.
Serio jesteś idiotą, Kłamco. Największym ze
wszystkich. Lepiej coś wymyśl, chyba że chcesz zawisnąć jako ozdoba nad tronem
Valestila.
Loki dobrze wiedział, że
to co mówi mu ten suczy głos w jego głowie, jest prawdą. Świetnie zdawał sobie
sprawę z tego, że przez tego cholernego elfa może skończyć jako szaszłyk. Jednak
nic innego mu nie pozostało, prócz zignorowania ryzyka i dopełnienia planu, bez
względu na skutki.
Nagle do pokoju Kłamcy
wszedł jak zwykle uśmiechnięty Valestil. Ubrany w błękitną szatę, z postawionym
kołnierzem, wyglądał niezwykle promiennie.
- Jeszcze nie wstałeś?-
spytał, patrząc ze zdziwieniem na leniwie podnoszącego się boga.
- Jakoś nie miałem
powodów do radosnego zrywania się z łóżka i witania się z twoimi elfimi
przyjaciółmi- odpowiedział zgryźliwie Loki, zakładając na siebie swoją szatę.
- No cóż, nie
spodziewałem się po tobie aż takiego pesymizmu, choć słyszałem, że do
najbardziej optymistycznych osób to ty nie należysz. Ale przychodzę do ciebie w
innej sprawie. Otóż póki co Rose przesiaduje z moimi służkami i uczy się
różnych manier i naszego języka. W tym czasie ja i ty przejdziemy się do lochów
na spotkanie z Thorem. Co ty na to?
Na dźwięk imienia
„brata”, Kłamcę przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Niezbyt ucieszył go pomysł
elfa. Co jak co, ale twarz zdenerwowanego Thora nie jest najprzyjemniejszym
widokiem. A już tym bardziej nie lubił tych jego oskarżycielski pytań.
„Dlaczego to zrobiłeś Loki? Czym ja sobie zawiniłem?”. Nigdy nie wiedział jak
ma na nie odpowiedzieć. „Bo to ty byłeś tym rodowitym synem, a ja tylko
adoptowanym popychadłem? Bo byłem zazdrosny o to, że dostajesz wszystko bez
żadnego wysiłku?”. Ale nigdy by mu tego nie powiedział. Chyba to była jedyna
rzeczy na którą nie miał odwagi… Powiedzieć szczerze co go bolało, co czuł przez
te kilkadziesiąt lat, przez całe dzieciństwo. Thor nie zdawał sobie sprawy jak
nic nie robiąc, sprawiał mu ból. Może się o niego troszczył, ale… to nic nie
zmieniało. Nie zmieniało zmarnowanej przeszłości. I w gruncie rzeczy nie mógł
się pogodzić z tą myślą.
- Loki?! Rozumiem, że
Alfheim to wspaniałe miejsce, ale proszę nie odlatuj tak myślami, bo
przestraszę się, że zamarłeś- powiedział Valestil, dość brutalnie wyrywając
Kłamcę z przemyśleń.
- Ah no tak,
przepraszam.
- To jak? Idziemy?
&&&
Wystrój lochów
zdecydowanie odbiegał od tego co można było zobaczyć w pałacu. Pomieszczenia
były zimne, pokryte kurzem i brudem, a co jakiś czas można było usłyszeć głośny
krzyk bólu dochodzący z głębi poszczególnych celi. Valestil z pewnością chciał,
aby więźniowie nie czuli się dobrze podczas odbywania kary, a cierpienia były o
tyle bolesne, bo dobrze wiedzieli, że gdzieś tam, ponad ścianami lochów
znajduje się raj. I to był właśnie szczyt brutalności, jaką można zafundować
drugiemu człowiekowi- dać mu zasmakować czegoś co i tak później straci, co się
mu później odbierze.
- Twój braciszek
znajduje się tam, w ostatnim lochu. Zafundowałem mu specjalne warunki-
powiedział elf, wskazując na pomieszczenie na końcu korytarza.- Czeka cię tam
również niespodzianka. Mam nadzieje, że ci się spodoba.
Na te słowa, Valestil
zniknął. Najwyraźniej opanował magię na tyle, aby bez problemu przenosić się z
miejsca na miejsce.
Loki szedł na spotkanie
z Thorem bez większego entuzjazmu, najwolniej jak się tylko dało. Odwlekał
moment konfrontacji tak długo jak umiał, jednak wiedział, że z każdym krokiem
zbliżał się do celi, a tym samym do niechcianej rozmowy.
- Słyszę kroki. No
chodź, Loki nie krępuj się. Przywitaj się z nami- usłyszał znajomy, kobiecy
głos, na którego dźwięk nóż stanął mu w gardle. Jego ciało przeszył zimny
dreszcz, blokujący jakiekolwiek ruchy.
- To niemożliwe-
wyszeptał.- To nie może być prawda.
- A jednak. No chodź tu
tchórzu, pokaż mi tu swoją plugawą twarz!
Nagle Kłamca odzyskał
czucie w kończynach i robiąc jeden krok, stanął przed celą. W tym momencie
przeżył kolejny szok.
- No chyba sobie ze mnie
kpicie- powiedział, patrząc w oczy Wszechojca. Siedział on na wykutej w skale
ławie, z rękoma przykutymi do ściany. Wyglądał tak jak wcześniej, może był
nieco bardziej zaniedbany, jednak biła od niego ta sama duma, którą dobrze
pamiętał.
Jednak to wszystko
wydawało się Lokiemu… nierealne. Przecież… on nie żył, Amora sama pokazała mu
zwłoki Odyna. Nikt go do żywych nie przywrócił, bo Hel by go z pewnością nie
wypuściła ze swojej krainy. Więc co on do cholery tu robił?
- Co, zaniemówiłeś
aniołku?- powiedziała kobieta siedząca na przeciw Wszechojca. Amora. Kolejna
żywa nieżywa. Kolejna, która powinna siedzieć wśród poddanych jego córki. Co
się dzieje?
- Nic już nie rozumiem-
powiedział Kłamca, bezsilnie opadając na stojącym obok krzesełku. Wszystko co
było mu znane do tej pory… przestało być takie oczywiste jak wcześniej.
- Loki… - Kłamca
usłyszał gruby głos należący do jego brata. Thor siedział w głębi celi, w
cieniu. Czarownik nie był w stanie dostrzec jego twarzy, co go nieco
zaniepokoiło. Jak bardzo jego stan jest zły?
- Jak to możliwe że wy
żyjecie?! Jak to do cholery jest możliwe?!- krzyknął Loki, chowając twarz w
dłonie. Ta paranoja nie dawała mu spokoju, musiał się dowiedzieć co jest grane.
- Oj nie krzycz tak,
Kłamco. Uwierz mi, wystarczy że kilku baranów drze się w niebogłosy po kilka
godzin dziennie. To doprowadza mnie do szału- powiedziała Amora, przybierając
obojętny wyraz twarzy.
- Chcesz wiedzieć dlaczego
żyjemy?- spytał Odyn, patrząc uważnie na Lokiego.- Otóż… nigdy nie umarliśmy.
&&&
-
Że co przepraszam?!- wyszeptał Kłamca, patrząc na Wszechojca jak na osobę,
delikatnie mówiąc, głupią.- Przecież widziałem wasze martwe ciała. Z całym
szacunkiem Odynie, ale widziałem jak leżysz w trumnie, widziałem całą ceremonią
pogrzebową. I ciebie- wskazał na Amorę-
też widziałem, kiedy wykrwawiałaś się od rany którą zadała ci Rose. I myślę, że
ty też pamiętasz tą sytuacje.
-
Stul pysk Kłamco!- warknęła Amora.- Nawet nie wiesz jak dużo siły kosztowało
mnie tak realistyczne odegranie roli. Nie zdajesz sobie sprawy jak wiele czasu
zajęło mi stworzenie odpowiedniego zajęcia i jak…
-
O czym ty mówisz?! To wszystko było jedynie iluzją?! Przecież magowie królewscy
bardzo dobrze postarali się o to, aby upewnić się, że nie użyłaś żadnej magii.
Nie możliwe aby zaszła jakaś pomyłka, przecież…
- Valestil postarał się
o to, aby wszystko zamaskować Loki. To nie jest zwykły elf, który z racji
dziedzictwa obejmuje tron. On nie jest tym za kogo się podaje- odparł Odyn,
przybierając poważny wyraz twarzy. Zdecydowanie nie żartował.
Wszystkie te informacje
spadły na Kłamcę jak grom z jasnego nieba. Nie miał pojęcia jaki plan miał
Valestil i co chciał osiągnąć przywracając do życia Odyna i Amorę, a później umieszczając
ich razem w celi. Nie miał pojęcia czemu sam doprowadził do jego spotkania z
nimi, narażając się tym samym na zdradzenie jego zamiarów. Choć jakby się nad
tym dłużej zastanowić to… to wszystko
mogło mieć sens. Tylko jakie intencje miał król i co dokładnie planował,
tego Loki już nie umiał się domyśleć.
Pozostało mu tylko jedno.
- No dobrze. To w takim razie, jak macie zamiar ukatrupić naszego
ukochanego elfiego króla, zanim on zrobi to z nami?