Darky wróciła! *Fanfary*
Mam nadzieje, że cieszycie się tak mocno jak ja :3 Strasznie, ale to strasznie przedłużałam wstawienie tego przeklętego rozdziału. Męczyłam się nad nim niesamowicie, koncepcje zmieniałam po 10000 razy (nawet teraz nie wiem co dalej z tym zrobie, bo mój plan całkowicie się zmienił i bedę musiała pokombinować) i robiłam wszystko, aby był gitez majonez.
I jest! ^^
Ojej mam nadzieje, że nikt nie jest na mnie zły za ta przerwę, ani nikt nie chce mnie pogrzebać żywcem (prawda? ;_;).
To teraz mam się jak zapytać.
Jak tam prezenty?
Wiem, że już dawniutko po Wigilii, ale skoro już jestem to zapytam :D
Ja otóż dostałam:
-piekną, najcudowniejsza w świecie czarną gitare klasyczną (Jamaha C-40). To był mój wymarzony prezent, którego w gruncie rzeczy się nie spodziewałam (no dobra miałam mini przypuszczenia, ale tylko to). A rodzice mnie wrobili że ho ho! Ale to może innym razem.\
- Nowiutki telefonik, bo musze przyznać że ten w porównaniu z poprzednim to Niebo i Ziemia (mimo, że tamten tez jakiś fatalny nie był, 2 lata temu był najnowszy XD). Dla zainteresowanych- Samsung Galaxy S4 ^^ (takicudownypieknywpomarańczowejobudowiejaramsięłuhu)
- I książkę- 3 tom "Pieśni Lodu i Ognia" (dla nie wtajemniczonych częśnciej znany pod tytułem- "Gra o Tron"). I tez się cieszę, bo lubie czytać, choć z skruchą przyznaje że nie zdażyłam przeczytać 1 i 2 tomu, bo jakoś nie moge sie za nie zabarać. Ale uda mi się, bo jest ciekawie, tylko... no jakoś nie mogę XD
No i to tyle, ale i tak jestem megamegamega zadowolona. (A Wy moje drogie, chwalcie mi sie w komentarzach^^)
No co do rozdziału to proszę o komentarze, nawet od tych z Was co zwykle zachowują tryb ninja. To dla mnie istotne poznać opinie KAŻDEGO czytelnika, tym bardziej przy rozdziale który kosztował mnie tyle myslenia i coraz to nowych pomysłów. Oczywiście jestem otwarta na Wasze koncepcje dalszego poprowadzenia opowiadania (a nóż mi coś podpasuje ^^)
A teraz zapraszam do czytania.
Ach nie, wait, jeszcze jedno!
Chcę tylko ostrzec, że 17.01 wyjeżdżam na narty do Austrii i nie będzie mnie do dyspozycji przez tydzień (znaczy no biore laptopa itd. ale nie daje gwarancji, że będę miała na tyle dużo czasu, aby wszystko uzupełniać). Dlatego też rozdział będzie albo przed (no będzie ciężko, ale zobaczymy), albo po, albo w moje ferie, czyli jakoś w lutym. No musicie się uzbroić w cierpliwość (taaa, zawsze to mówie).
W każdym razie postaram sie zrobic co tylko w mojej mocy aby rozdział pojawił się jak najszybciej ^^
A teraz już serio, przejdźmy do opowiadania XD
Asgard późnym wieczorem
wydawał się być bardzo spokojnym miejscem. Wolnym od dziennego zgiełku oraz
gwaru. Przez pałacowe kolumny wpadało błyszczące światło Księżyca, oświetlające
pomieszczenia w królestwie.
W Sali Jadalnej, przy
długim biesiadnym stole siedział Loki. Przed nim stała mała miseczka z
jedzeniem, która miała mu służyć jako kolacja. Kłamca nie lubił jadać, kiedy
wszyscy na niego patrzyli, kiedy wokół panował nieznośny, rozpraszający hałas.
Po prostu nie lubił. Dla niego spożywanie posiłku było czymś co trzeba było
odbywać samotnie, nie zawracając sobie głowy rozmowami z innymi.
Loki wziął widelec do ręki
i włożył go do miski, grzebiąc w potrawce. W gruncie rzeczy nie odczuwał głodu,
ale czuł, że jak nic nie zje to znowu najdą go mdłości.
Miewał je zawsze, odkąd
tylko sięgał pamięcią. Nie wiedział czym były spowodowane, ani jakie mogą być
ich skutki. Może stała za tym jego drobna budowa oraz nierozsądne odżywianie
się. A raczej brak odżywiania się. Kłamca wychodził z założenia, że jedzenie
nie jest mu kompletnie potrzebne, że jest jedynie stratą czasu którego on nie
lubił marnować. Choć z drugiej strony był całkowicie świadom tego, że jest mu niezbędne
do życia. Czy tego chciał czy nie. Frigga często martwiła się o niego i o jego
zdrowie, które w dzieciństwie było dość marne. Często chorował oraz mdlał, a do
tego cały czas był blady jak ściana. Zupełnie jak wrak człowieka. To dlatego
nie lubił walczyć na miecze, bo wszyscy bali się go skrzywdzić. Bo wszyscy
współczuli mu. Nikt nie myślał, że w tak chorowitym chłopcu może być
jakakolwiek siła. Kompletnie nikt w niego nie wierzył. Z tego powodu zaczął
zagłębiać się w magię i księgi zaklęć. Postanowił sobie, że udowodni wszystkim
że jest coś wart, że jest silniejszy od nich. Frigga podarowała mu moce
magiczne, a on robił wszystko, aby je rozwinąć. Całymi dniami siedział w
królewskiej bibliotece, zaczytany w starych księgach magicznych, zupełnie
odcinając się od rzeczywistości. Nie obchodziły go zabawy w jakich
uczestniczyły inne dzieci, ani to że Odyn oczekiwał, że ten nauczy się jak
zostać wojownikiem. Nie zależało mu na tym.
- Widzę, że pewnych
przyzwyczajeń nie da się zmienić.
W progu drzwi stała Frigga.
Na jej szczupłym ciele spoczywała lazurowa suknia, związana w pasie słomianą
wstążką. Włosy natomiast ułożone miała w luźny warkocz, swobodnie opadający jej
na plecy.
Na widok kobiety Loki
podniósł się z ławy, odstawiając na bok miskę z jedzeniem.
- Nic nie zjadłeś-
stwierdziła Frigga, podchodząc do Kłamcy. W jej oczach można było ujrzeć
matczyną troskę.
- Nie mam apetytu-
powiedział wymijająco czarodziej, kierując wzrok w podłogę. Nie chciał oglądać
tego współczucia w jej oczach.
- Takimi słowami karmisz
mnie od kiedy byłeś dzieckiem. I mimo, że dobrze wiesz, że widzę twoje
kłamstwo, to dalej je powtarzasz.
- Chyba nie przyszłaś do
mnie, aby rozmawiać o jedzeniu. Co cię sprowadza?
- Martwię się o ciebie,
Loki. Od kiedy przejąłeś władzę dziwnie się zachowujesz. Do tego słyszałam, że
uwięziłeś Sif. Dlaczego?- spytała Frigga, patrząc uważnie na twarz swojego
syna, która nadal zwrócona była ku ziemi. Delikatnie uniosła rękę, łapiąc go za
podbródek i unosząc go do góry.- Lubię widzieć twoje oczy kiedy z tobą
rozmawiam.
Kłamca przełkną ślinę, a po
jego ciele przeszedł dziwny dreszcz. Kobieta wzbudzała w nim wyjątkowe uczucia.
Przyjemne… Nie czuł do niej odrazy, jako chyba do jedynej osoby w królestwie.
To ona zawsze stawała po jego stronie, broniąc jego racji. Nie pozwalała aby
działa mu się krzywda. Wiedział, że mu ufa, mimo że stracił zaufanie wszystkich
dokoła. Ale jej jedynej, nie.
- Uwięzienie jej było moim
obowiązkiem. Dopuściła się ataku na mnie. Nie mogę nikomu pozwalać na takie
zachowanie, bo stracę szacunek w oczach ludu- powiedział.
- Znowu twoja duma bierze
nad tobą górę. Ja i Odyn wychowywaliśmy cię, wpajając ci że czasami warto
schować dumę do kieszeni i okazać dobre serce. A wiem, że je posiadasz.
- Odyn mi wpajał tą
zasadę?! On sam nie umiał tego zrobić! Nie umiał przyznać się do błędu, chociaż
wszyscy wiedzieli że go popełnił. Nawet kiedy stałem przed nim w mojej
jotuńskiej postaci, nie umiał mi powiedzieć, że jestem dla niego tylko
reliktem, służącym za kartę przetargową.
- Twój ojciec cię kochał i
dobrze o tym…
- On nie jest moim ojcem!-
krzyknął Loki, robiąc krok do tyłu. Jego oczy pociemniały, a twarz nieco zbladła.-
Nie mam żadnej rodziny…
- A ja kim jestem dla
ciebie?- spytała kobieta.
Kłamca zamilkł, ściskając
usta w wąską kreskę. Jego sumienie walczyło z jego dumą.
- Nikim- odpowiedział w
końcu, patrząc wprost na Frigge. Duma jak zwykle zwyciężyła, ale tym razem
wygrana wiązała się z niesamowitą goryczą. Serce ścisnęło mu się w bólu, bo
dobrze wiedział, że tym razem powiedział o jedno kłamstwo za dużo. W złym
czasie i do złej osoby.
Kobieta uśmiechnęła się
tylko.
- Kiedyś te wszystkie
wygłaszane przez ciebie kłamstwa, zamienią się w pustkę która na zawsze
zamieszka w twoim sercu. A wtedy będziesz już sam- powiedziała i ruszyła w
stronę wyjścia. Loki czuł jak przez jego ciało przechodzi paraliżujący ból. Kończyny
odmówiły mu posłuszeństwa, a język nagle zapomniał jak się mówi. Nie mógł
uwierzyć, że zranił najważniejszą dla niego osobę. Że powiedział jej tak
okrutną rzecz, udowadniając tym samym, że nie ma serca. Jaki był głupi.
- Matko! Poczekaj…-
krzyknął, wreszcie odzyskując zdolność mowy. Frigga jednak nie zatrzymała się,
a już po chwili zniknęła w głębi korytarza.
- Cholera jasna!- przeklną Loki,
uderzając pięścią o stół, tak że leżąca na nim miska z jedzeniem delikatnie
podskoczyła. Był wściekły na siebie i na cały świat, mimo że wiedział iż była
to tylko i wyłącznie jego wina. Po prostu musiał wyładować swój gniew, bo czuł
że jeszcze chwila, a pałac stanie w płomieniach.
Chwycił za miskę z jedzeniem i
cisnął nią o jedną z kolumn. Szkło rozsypało się na wszystkie strony. Jeden
kawałek trafił w dłoń Lokiego, która niemal natychmiast pokryła się rubinem
krwi.
- Pięknie,
kurwa…- przeklną, siadając na ławie. Myślał, że dostatecznie się wyżył, jednak
ból tylko urósł. Oparł ręce na blacie i ukrył twarz w dłoniach.
Miał
nadzieje, że to wszystko to tylko kolejny koszmar, wyjątkowo realistyczny sen.
Niestety,
mylił się.
&&&
Rose po raz kolejny się
obudziła. Tej nocy był to już chyba 5 raz. Wszystko co się wydarzyło
poprzedniego dnia nie dawało jej spokoju i nie pozwalało jej normalnie
funkcjonować. Była zmęczona. Po prostu najprościej w świecie zmęczona.
Od kiedy tylko przyjechała z
Lokim do Asgardu, a właściwie to od kiedy poznała Lokiego, jej życie zamieniło
się w jedno wielki pasmo przygód, które nie zawsze były… pozytywne. Kłamca
przez ten czas był albo torturowany, albo porywany, albo zabijany. Ona
natomiast raz go musiała ratować, innym razem sama była powodem przez którego
cierpiał. Powoli przestawała za wszystkim nadążać. A teraz? Ktoś porwał Thora.
Ten cholerny nowy król porwał jej przyjaciela. Natomiast Loki zamiast go
ratować, chociaż o to się postarać, bawi się w władcę Asgardu robiąc przy tym
zamieszanie.
- Za dużo tego wszystkiego jak
na jednego człowieka- szepnęła do siebie. Poczuła w brzuchu ciche burknięcie. Uświadomiła
sobie, że nie jadała ostatnio regularnie, a jej organizm ewidentnie domagał się
jakiegoś posiłku. Bez zastanowienia postanowiła, że pójdzie sobie coś
przygotować skoro i tak nie może spać.
Powoli podniosła się z łóżka,
starając się nie robić niepotrzebnego hałasu. Na całe szczęście podłoga w ich
pokoju wykonana była z błyszczących płytek, a nie z drewna które przy każdym,
nawet najmniejszym ruchu wydawało okropne hałasy.
Kiedy dziewczynie udało się
spokojnie, dojść do drzwi i je otworzyć, usłyszała za plecami ciche
pomrukiwania. Violet. Znowu to samo, znowu coś jej się śniło. Sytuacja z Thorem
zdecydowanie nie poprawiła jej problemów z koszmarami, a przez fakt, że
Caroline i Vanessa wyjechały na kilka dni z powrotem na Ziemię, aby spotkać się
z rodziną, ta czuła się samotna jak nigdy dotąd. Izolowała się od niej oraz od
innych osób w Asgardzie. Po prostu to wszystko ją przytłoczyło.
Rose bardzo bała się o
przyjaciółkę. Znała Violet niemal od urodzenia i dobrze wiedziała jak bardzo
jest ona wrażliwa i jak mocno umie się poddać niektórym emocjom. A smutek
przeżywała najboleśniej. Czarodziejka miała kolejny powód, aby jak najszybciej
znaleźć Gromowładnego.
- Śpij dobrze, Violet- szepnęła
dziewczyna, zjawiając się obok łóżka blondynki i przykrywając ją szczelniej
kołdrą. Na jej słowa, ta zamilkła, a na jej twarzy pojawił się delikatny
uśmiech. Rose również się uśmiechnęła, po czym przeniosła się na korytarz.
Mijała kolejne pokoje, nie mogąc
się doczekać upragnionej kuchni. Wydawało jej się jakby pałac był jeszcze
większy, niż był w rzeczywistości.
- Chyba szybciej umrę z głodu, niż
zrobię sobie coś do jedzenia- mruknęła do siebie. Nagle jej uwagę zwróciło
ciche pojękiwanie dochodzące z Sali Jadalnej. Zupełnie jakby ktoś tam niezwykle
cierpiał, ale starał się to w sobie tłumić, co mu zresztą niezbyt wychodziło. Dziewczyna
z każda minutą nasłuchiwania tych niepokojących dźwięków, nabierała ochoty na
ich sprawdzenie. I tak zrobiła.
Najciszej jak tylko umiała
powędrowała do Sali Jadalnej. Na ławie, z twarzą ukrytą w dłoniach, siedział
Loki. Po jego ręku spływała strużka krwi, tworząc na podłodze niewielką,
rubinową kałużę. Rose nie miała pojęcia co było powodem tak opłakanego stanu
Kłamcy, którego w gruncie rzeczy dość ciężko złamać. Ale niepokoiło ją takie
zachowanie.
- Loki…- zaczęła, zjawiając się
nagle obok czarodzieja. Położyła mu dłoń na ramieniu, starając się przekazać
jak najwięcej wsparcia. Nie chciała go przytulać, nie chciała okazywać mu zbyt
pochopnie, niektórych uczuć, które on i tak by zapewne odrzucił. Wsparcie było jedyną rzeczą jaką mogła mu dać.
- Co ty tu robisz?- spytał cicho
Kłamca, odwracając na dziewczynę zimne, szmaragdowe oczy. Były zupełnie puste,
jakby pozbawione emocji. Dobrze wiedziała, że je ukrywał, gdzieś tam głęboko w
sercu. W sercu, które dawno temu okryła warstwa lodu, topniejąca niezwykle
rzadko. Za każdym razem gdy pękała, odbudowywał ją, bo nie chciał aby ktoś
zobaczył, że posiada zalążki wrażliwości. Robił wszystko, aby pozostać
bezuczuciowym w oczach innych.
- Jestem. Czy mógłbyś w końcu
zrozumieć, że nikt nie ma zamiaru ci zaszkodzić? Że nikt nie ma zamiaru cię
zlikwidować. Wiem, że posiadasz serce, gdzieś tam, głęboko. Co z tego, że
starasz się je uciszyć? Co z tego, że pokrywa je lód? Ja wiem, że umiesz
sprawić, że stopnieje.
Po tych słowach Rose nie przytuliła
Lokiego, jak to zwykła robić. Stała tylko w tej samej pozycji czekając na
odpowiedź lub jakikolwiek ruch ze strony Kłamcy.
Ten powoli wstał z ławy, stając naprzeciw
dziewczynie. Widział jej błyszczące oczy, jej niezwykle promienną twarz. Czuł
płynące od niej wsparcie. Czyżby ból minął?
- Dziękuję- szepną, obejmując
dziewczynę. To jedno proste słowo nigdy nie mogło wydostać się z jego gardła.
Słowo, które zmieniało każdą fatalną sytuację na lepsze. Jedno zwykłe słowo
umiejące zdziałać tak wiele dobrego.
Rose wtuliła się w ciało
Lokiego, czując promieniujące od niego zimno. Jednak mimo jego chłodnej natury,
wyczuwała ciepło, próbujące przebić się przez pokrywę lodu.
Nagle poczuła jak jej mięśnie
wiotczeją, natomiast ciało staje się bezwładne. Obraz przed jej oczami zaczął
wirować, wprawiając dziewczynę w stan osłupienia i chwilowego paraliżu. Nie
mogła się ruszyć, ani skupić się na jakiejkolwiek myśli. Jej powieki powoli
robiły się coraz cięższe, aż w końcu zupełnie się zamknęły.
Dalej była już tylko ciemność.
&&&
- Na pewno nie będzie niczego
pamiętać?- spytał Valestil, patrząc na nieprzytomną Rose, leżącą na łóżku w
pokoju Lokiego.
- Chyba nie wątpisz w moją
magię? To zaklęcie jest bezbłędne, z pewnością nie będzie żadnych niechcianych
niespodzianek- odparł Kłamca, siadając na krześle i wlepiając swój wzrok w
ścianę.
- Świetnie. Teraz wystarczy
tylko przetransportować ją do Alfheimu i wszystko już pójdzie z górki.
- Myślisz, że to się uda?
- Oczywiście. Skoro rzeczywiście
ta dziewczyna ma tak potężne moce, jak mówiłeś, to nic nie pamiętając z
pewnością będzie służyć za świetną broń- powiedział Valestil, uśmiechając się.
- A co potem?- drążył Loki, tym
razem zwracając swój wzrok na elfiego króla.
- Potem? Potem mój drogi Kłamco…
zabijesz naszą drogą księżniczkę tak jak mówi przepowiednia.