Powróciłam z zaświatów, aby kłaniać się przed Wami i po stokroć przepraszać, za.... 3 miesięczną (!!!) nieobecność. Powiem Wam szczerze... napisanie tego rozdziału było prawdziwą walką. Pisałam go w odstępach, dopisując zaledwie po kilku zdaniowym akapicie. Było BARDZO ciężko. Wena mnie olała i poszła sobie nie wiadomo gdzie (jeżeli mnie słyszysz weno, to pliss wróć!).
A teraz inna sprawa...
Jak tam wakacje? :3
Ja jakis tydzień temu wróciłam z obozu kuchni artystycznej, a w czwartek jadę na malarsko-rysunkowy :3 Będę w swoim żywiole ^^ Pod koniec sierpnia prawdopodobnie jadę z rodzicami do Tunezji lub Turcji, ale jeszcze nie wiadomo. Boże, te wakacje tak szybko mijają, że jak tylko pomyśle, że już za 1,5 miesiąca do szkoły, że czeka mnie 3 klasa gimnazjum... MASAKRA!! No ale cóż, póki co staram się o tym nie myśleć. W końcu mamy wakacje! :3
Od razu uprzedzam, że nie mam pojęcia kiedy uda mi się napisać następny rozdział. Muszę najpierw dokładnie przemysleć co będzie się w nim działo, bo znowu mam pustkę w głowie (eh, gdzie te wszystkie pomysły, no gdzie?!).
Czekam na komentarze pod rozdziałem i na opinię. Serio nie jestem zachwycona tym co napisałam, oczekiwałam zupełnie czego innego, innego efektu. No ale trudno.
Miłego czytania,
Mrs. Darkness
Rose chodziła po zamku,
zaglądając w każdy jego zakamarek. Do tej pory zdążyła już obejrzeć królewską
kuchnię, miejsce przebywania służby, łaźnię oraz zbrojownię. Każde z
pomieszczeń było na swój sposób wyjątkowe i… magiczne. Dziewczyna nadal nie
mogła uwierzyć, że jej bratem był król takiej cudownej krainy jaką był Alfheim
i że ona sama była w połowie elfem. Musiała wieść niesamowite życie póki nie
straciła pamięci. Valestil nie chciał jej powiedzieć co było powodem jej
amnezji, ponieważ stwierdził, że nie ma sensu wprowadzać w jej życie smutnych
lub traumatycznych wydarzeń.
- Troszczy się o mnie….-
powiedziała cicho do siebie Rose, przybierając na twarz promienny uśmiech.
Odkrywała świat na nowo, a razem z nim poznawała nowe emocje oraz doznania.
Była niczym dziecko, które dopiero uczyło się chodzić i mówić. Wszystko było
dla niej cudownym doświadczeniem, zapewne jednym z wielu jakie ją jeszcze
spotkają. Cieszyła się, bo w gruncie rzeczy miała czyste konto. Każdy błąd
popełniony w przeszłości nie miał prawa jej teraz zaszkodzić. W każdym razie
miała taką nadzieję.
Dziewczyna wkroczyła
wreszcie do ogrodu. I nie spodziewała się, że w tym momencie ujrzy
najpiękniejsze miejsce w całym wszechświecie. Dookoła niej posadzone były
kwitnące wiśnie, których delikatne płatki porywał lekki wicherek. Cóż za
cudowny widok. Trawa tu była soczyście zielona, kwiaty wydzielały cudowną woń.
Po prostu raj…
Na ławie położonej pod
jednym z drzew ujrzała tego czarnowłosego mężczyznę, który podobno uratował jej
życie. Siedział w samotności, patrząc uważnie przed siebie. Rozmyślał. Bez
zastanowienia Rose postanowiła do niego podejść, aby podziękować. Wyrazić
wdzięczność za ocalone życie.
- Czy nie przeszkadzam
Panu?- spytała, kiedy znalazła się przy chłopaku.
- Co?- spojrzał ze
zdziwieniem na dziewczynę, jakby wybudziła go ze snu.- Ah, oczywiście że nie
przeszkadzasz. Możesz mówić mi Loki.
Loki… pomyślała.
Kojarzyła skądś to imię, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd. Czyżby ten
mężczyzna już wcześniej pojawił się w jej życiu? Może był jej przyjacielem?
- Może to głupie
pytanie, ale… czy my się już wcześniej znaliśmy?
&&&
Loki nie miał pojęcia
jak ma odpowiedzieć na postawione przez dziewczynę pytanie. Czy po wszystkim o
czym się dowiedział od Odyna powinien wyznać jej prawdę? A może wytrwać przy
planie Valestila i dalej ciągnąć to idiotyczne kłamstwo? Ale nie chciał tego,
nie chciał jej oszukiwać. Dobrze zdawał sobie sprawę, że wyrządził jej ogromną
krzywdę pozbawiając ją pamięci, ale… Nie! Nie było dla tego co zrobił, żadnego
wytłumaczenia. Po prostu nie powinien tego robić, nie po tym co razem z nią
przeżył. A teraz stał przed dylematem, który prawdopodobnie zaważy na ich być albo nie być.
- Owszem, znaliśmy się.
I to nawet dość… dogłębnie- powiedział wreszcie, podejmując tym samym
ostateczna decyzję.
- Heh… Żałuje, że nic z
tego nie pamiętam…
- Nie pamiętasz,
ponieważ…- już miał dokończyć zdanie kiedy poczuł kłujący ból w piersi.
Promieniował on od klatki piersiowej aż po palce u rąk. Wydawało mu się, że
jego ciało płonie, a każdy kolejny ruch, choćby drgnięcie, sprawi że spali się
żywcem. Nie mógł już logicznie myśleć. Nawet się nie obejrzał jak znalazł się
na ogromnym pustkowiu, wśród skał. Niebo było ciemne, a temperatura spadła o
kilkadziesiąt stopni. Ból nieco zmalał, jednak to wcale nie poprawiło mu
nastroju. Postarał się dźwignąć z ziemi, jednak nie miał wystarczająco dużo
siły. Podjął druga próbę i kiedy już prawie stał na nogach ktoś pchnął go z tak
wielką mocą że poleciał na odległość paru metrów w tył.
- Wiedziałem, że mnie
zdradzisz, ale sądziłem że zrobisz to nieco później. No cóż, zawiodłem się-
Kłamca usłyszał znajomy mu głos. Spojrzał w górę i ujrzał stojącego przed nim
Valestila. Wydawał się bardziej potężny niż go zapamiętał.
- O ile się nie mylę jeszcze
do niedawna nie byłeś w stanie wyczarować nawet portalu, więc jak to możliwe że
użyłeś na mnie tak skomplikowanego zaklęcia?- spytał Loki, przyglądając się
uważnie władcy.
- Oh to nie ja używałem
magii, tylko ona- odpowiedział król, wskazując na Amorę, która nagle pojawiła
się obok niego. Na twarzy czarodziejki widniał jadowity uśmiech, natomiast w
jej oczach szalały iskierki, które zwiastowały żądze zemsty.
Kiedy ona sobie w końcu odpuści, pomyślał Loki.
Póki cię nie zabije. Jego podświadomość dobrze wiedziała kiedy zafundować
Kłamcy porządną dawkę wsparcia.
Powinieneś wiedzieć, że Amora nie spocznie póki nie
skończysz wąchając kwiatki od spodu. Powinieneś być na to gotowy. Czemu zawsze
narażasz swoje plugawe życie z tak głupich powodów jak poczucie winy? Pożegnaj
się z tym światem czarodzieju, bo już nie długo zajmiesz miejsce obok Hel i
innych nieszczęśników.
Loki dobrze wiedział, że
to jego koniec. Nie miał najmniejszych szans z Amorą, tym bardziej że ta kraina
osłabiała jego moce. Valestil dokładnie wszystko przemyślał. Musiał wiedzieć,
że ten wcześniej czy później zdradzi go; musiał mieć plan B. Kłamca był pod
ogromnym wrażeniem jego zdolności w planowaniu i zaczął żałować, że nie udało
mu się wykorzystać młodego władcy. Byłby świetną i przydatną marionetką.
- Kłamco, prawda jest
taka, że od samego początku przeznaczone ci było zginąć. Jednak nie z rąk moich
czy też Amory. Zginiesz z własnej inicjatywy- powiedział Valestil, uśmiechając
się złowrogo.
- Chyba nie do końca
rozumiem… Czemu miałbym sam pozbawiać siebie życia. Może jestem umysłowo
niestabilnym szaleńcem, ale chce pozostać jeszcze trochę na tym świecie.
- Ty chyba nadal niczego
nie rozumiesz. Ale to dobrze, będzie niespodzianka-stwierdził władca, odchodząc
na bok. Na jego miejsce, dumnym krokiem, weszła Amora. Patrzyła na Lokiego jak
na ostatnią zarazę, którą niezwłocznie trzeba wybić, aby przypadkiem nie
rozpowszechniła się po świecie. Kłamca coraz bardziej uświadamiał sobie że
czarodziejka, pod względem zemsty, jest większą wariatką od niego. A to już
było naprawdę dziwne.
- Zanim jednak przejdziemy
do rzeczy, chcemy ci coś pokazać. Można powiedzieć, że to taki mały prezencik
ode mnie dla ciebie. Oby ci się spodobał- powiedziała Amora, również odsuwając
się na bok.
Przed Lokim pojawił się
świetlisty pył, zwyczajowo używany do ukazywania tego co dzieje się w innym miejscu,
w danym momencie. Obraz pokazał pałacową sypialnie, w której siedziała Frigga.
Krzątała się po pokoju, układała książki na półkach, sprzątała w szafkach. Nie
wysługiwała się służkami jak reszta bogiń. Chciała zachować choć resztki
człowieczeństwa.
Kłamca poczuł kłujący
ból w piersi. A może to był ból serca? Nadal pamiętał jak bardzo zranił matkę,
swoimi słowami. Brzmiało to zupełnie tak jakby się jej wyrzekał, jakby ta nigdy
nic dla niego nie znaczyła, ale to nie była prawda. Frigga była jedyna osobą w
całym wszechświecie, którą prawdziwie i jawnie darzył miłością. I nie wstydził
się tego, bo wiedział że ona nigdy się go nie wstydziła. Nawet wtedy kiedy ją
ranił, uważała go za swojego syna.
Nagle do pokoju jego
matki wkroczyła jakaś osoba. Z początku Loki nie widział kto to jest, ale kiedy
wreszcie ją ujrzał, nie mógł uwierzyć własnym oczom. W drzwiach stał… on sam.
To wszystko nie mieściło mu się w głowie. Amora stworzyła jego sobowtóra. Tylko
pytanie brzmiało: po co? Po co miałby to robić?
-Matko musimy porozmawiać- powiedział „Loki”,
delikatnie dotykając ramienia Friggi.
- O co chodzi?- spytała kobieta, odwracając się do „syna”
i przybierając zaniepokojony wyraz twarzy.
- Przepraszam cię- powiedział sobowtór, po czym wbił
nóż w serce bogini.
- Nieee!!!- krzyknął
Kłamca, próbując dźwignąć się do góry; na próżno.
Na delikatne skinięcie
Amory, przed Lokim pojawiła się jeszcze żywa, Frigga. Jej lawendową suknię
pokryła rubinowa krew, lecz jej twarz nie wyrażała cierpienia. Była raczej
wprowadzona w stan błogości.
- Matko, proszę nie
umieraj…- powiedział cicho Loki, kładąc jej głowę na swoich kolanach. Starał
się skupić w sobie całą energię, aby użyć zaklęcia uzdrawiania. Jednak nie miał
wystarczająco mocy, aby tego dokonać. Nie mógł jej już pomóc. I to właśnie
najbardziej go bolało, ta bezsilność. Czuł, że cały jego dotychczasowy świat
upada, a jego miejsce zajmuje ciemność. Już wcześniej było mu ciężko, ale
teraz, po stracie najważniejszej dla niego osoby, umierał. Lód okalający jego
serce, natychmiastowo stopniał. Bolało jak cholera, ale nie umiał powstrzymać
tego bólu.
Loki, słyszysz mnie? Kłamca usłyszał cichy głos, jego matki. Kontaktowała się z nim przez
myśli.
Tak. Odpowiedział.
Nie wiadomo dlaczego, ale nie miał ochoty na tę rozmowę. Wiedział, że po niej
będzie się czuł sto razy gorzej, że nigdy nie wybaczy sobie tego co się stało.
Bo z całą pewnością była to rozmowa pożegnalna. Ostatnia jaką poprowadzą na tym
świecie.
Loki, chce ci powiedzieć, że zawsze będziesz moim
synem. Nie ważne jakie błędy w swoim życiu popełniłeś, nie ważne ile osób
zraniłeś. Ty zawsze będziesz moim synem, którego uczyłam mówić, którym
zajmowałam się tyle lat. Pamiętaj o tym Loki. Pamiętaj, że cię kocham.
Serce w piersi Friggi
przestało bić, a jej oddech ustał. Odeszła.
Loki nie mógł uwierzyć w
słowa, które usłyszał od matki. Zawsze wiedział, że traktowała go jak syna, ale
nigdy nie powiedziała mu niczego takiego jak przed chwilą. Kłamca poczuł, że
stracił najważniejszą kobietę w jego życiu i że już nigdy nie będzie mógł z nią
porozmawiać. Dopiero teraz uderzyła go strata.
Po policzku Kłamcy
popłynęła łza. Nawet nie starał się jej powstrzymywać. Już nie miał ochoty
zgrywać osoby twardej, bo dobrze wiedział, że przez to żył w kłamstwie. Koniec
iluzji.
- Och jakie to smutne.
Adoptowany synek płacze za przyszywana mamusią. Tak bardzo mi przykro- powiedziała
Amora, a jej śmiech rozniósł się po pustkowiu.
I w tym momencie smutek
minął. Jego miejsce przejęła żądza zemsty. Tym razem wybrała idealny moment.
Zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni. Pomyślał Loki, podnosząc się z ziemi.
c.d.n