Mam nadzieję, że wszystkim sie spodoba i że uda mi sie Was przekupić tym rozdziałem :D Niech słuzy jako rozgrzeszenie :3 A posta już całkowicie związanego z historią postaram się wstawić przed Nowym Rokiem, a jak mi sie nie uda to jakoś 3 ;)
Boziu ale się dzisiaj narobiłam. Rano (czyli ok. 11, bo nie udało mi sie wczesniej obudzić) wstałam, umyłam się i ruszyłam szybciutko do Empika, aby kupić prezenty. Oczywiście spotkałam się tam z tłumem dzikich ludzi, którzy przybyli w dokładnie tym samym celu. Kiedy już znalazłam to co potrzebowałam, pofrunęłam z powrotem do domku ( na szczęście mam blisko) i zjadłam obiadek. No a potem? Robienie sałatki warzywnej z mamą (jak ja nie cierpię kroić tych warzyw na takie małe kostczki ;_;). Chwilke pobrzdąkałam na gitarce (to co umiem, czyli 3 kolędy i "Jedzie pociąg z daleka" i jakąś kołysankę XD) i wziełam się za moje ulubione zajęcie- pakowanie prezentów -.- Ughhh... Nie cierpię tego! No na koniec pozostało ubranie choinki. A nie dawno skończyłam pisac ten rozdział i mam nadzieje, że serio Wam się spodoba ;D
Enjoy :)
24 grudnia, Londyn
Loki szedł zaśnieżonymi ulicami Londynu,
przyglądając się świątecznym wystawom w witrynach sklepów. Wszystko wokół niego
było w tym czasie niezwykle kolorowe, błyszczące, przyciągające uwagę
przypadkowych przechodniów. Bombki, łańcuchy, renifery, czekoladowe słodkości w
kształcie św. Mikołaja- wszystkie te rzeczy były podstawą świątecznych
dekoracji. Do tego jeszcze ta sztuczna
uprzejmość ludzi, zakładanie życzliwej maski tylko na okres tych kilku dni. Cała ta Bożonarodzeniowa szopka, doprowadzała
Lokiego do białej gorączki. Nie rozumiał po co świętować narodziny kogoś, kto
nie istniał. Nie rozumiał po jaką cholerę ludzie tak wielką uwagę
poświęcają wydawaniu pieniędzy na nic
nie znaczące prezenty oraz dekoracje, które i tak resztę roku będą leżały
schowane głęboko w pudłach. A
najbardziej nie mógł zrozumieć tego, że w każdym domu znajduje się choinka,
która właściwie nic nie znaczy, nie ma przekazu. Dla niego było to jedynie wycięte
drzewo, które potem, po okresie świątecznym, wyląduje w śmietniku.
Kłamca nie mógł się przyzwyczaić do tej
dziwnej tradycji panującej na Ziemi. Myślał, że po wszystkich opowieściach
Thora na temat świąt, uśmiechniętego brodacza rozdającego prezenty dzieciom
oraz atmosferze, która panuje podczas wigilijnej kolacji, zmieni swój stosunek
do tego dnia. Mylił się. Nie cierpiał tego okresu. Na każdym kroku słyszał jak
ktoś życzy mu „wesołych świąt” i czuł, że tym samym zobowiązuje go do
odwzajemnienia życzeń. Tyle, że… on nie miał zamiaru tego robić.
W jego głowie poczęły rodzić się przeróżne
pomysły na to, jak można by tym żałosnym ludziom uprzykrzyć ten „cudowny”
okres. Przecież kto inny byłby w stanie stworzyć chaos na tak szeroką skalę jak
nie on? Jego zapał zgasł jednak wraz z chwilą w której uświadomił sobie jakie
mogą być konsekwencje jego zachowania. Wściekły Odyn, więzienie i kolejna kara.
O nie! Nie miał najmniejszego zamiaru kolejnych kilkudziesięciu lat spędzić
zamknięty w celi. Musiał po prostu jakoś przeżyć tą uciążliwą atmosferę świąt i
nie zabić przy okazji kilku osób.
Wreszcie Loki zatrzymał się przed małą
kawiarenką, ozdobioną w staromodny sposób. Jak wszędzie, jej szyby pokrywał
sztuczny śnieg, a szyld obwieszony był śnieżnobiałymi lampkami. Jednak mimo tych drobnych, świątecznych
ozdób, Kłamca bez wahania postanowił wejść do środka. Na zewnątrz było
niesamowicie zimno, nawet jak dla niego- osoby urodzonej w zimnie. Kiedy
otworzył drzwi, zadzwonił mały dzwoneczek oznajmiający przybycie nowego
klienta. Niemal od razu podeszła do
niego uśmiechnięta kelnerka, z tacą w ręku. Była bardzo drobna, ubrana w
czarną, prostą sukienkę i brązowy sweterek. Miała długie blond włosy, które
splotła w warkocz, luźno opadający jej na plecy oraz niesamowite, błękitne
oczy. To właśnie one zwróciły uwagę Lokiego, który nie mógł oderwać od nich
wzroku.
- Napije się pan kawy?- z zamyślenia wyrwał go
delikatny głos kelnerki.
- Tak, poproszę- odparł Loki, uśmiechając się
do dziewczyny.
- To niech pan usiądzie, to zaraz panu
przyniosę.
Kłamca posłuchał i rozsiadł się przy małym
stoliku w rogu pomieszczenia. Powoli zaczął zdejmować z siebie odzienie
wierzchnie, które powiesił na niewielkim, czarnym wieszaku. Jego uwagę
szczególnie zwrócił wystrój kawiarni. Ściany pomalowane były w odcienie brązu,
natomiast na nich zawieszono przeróżne zdjęcia. Jedne przedstawiały czarnobiałe
miasta, inne natomiast fotografie założycieli tego miejsca. I zobaczył ją, tą
kelnerkę. Na jednym zdjęciu pokazana była na plaży, na innym w Paryżu. Na
wszystkich towarzyszył jej promienny uśmiech i cudowne, błękitne oczy.
Czuł, że bije od niej jakaś niezwykła siła, która bynajmniej nie była
magią. To coś innego… Tylko jeszcze nie wiedział co.
- Proszę, oto pańska kawa- powiedziała
dziewczyna, która nagle pojawiła się przed Kłamcą z filiżanką w ręku. Położyła
ją przed nim na stoliku i już wydawało się, że odejdzie, jednak ta tylko
spojrzała w stronę czarodzieja z uśmiechem na ustach.
- Czy nie przeszkadzałoby panu gdybym się
dosiadła? – spytała grzecznie, wlepiając w niego swoje piękne oczy.
- Oczywiście, że nie.
- Jestem Alice- odparła dziewczyna,
wyciągając rękę w stronę Lokiego i siadając na krześle obok.
- Miło mi. Loki.
- Loki? To dość nietypowe imię…
- To moje…. Przezwisko. Nie korzystam z
imienia już od wielu lat- skłamał czarodziej, uśmiechając się sztucznie. Wiedział,
ze nie powinien wypowiadać swojego imienia publicznie. Nigdy nie wiadomo, kto
mógłby siedzieć stolik obok.
****
A na koniec chiałabym życzyć wszystkim wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie, góryyy prezentów (w tym Lokiego owiniętego wstążką z kokardą na głowie). I życze tego aby nikt nie czuł się samotny w tych wyjątkowych dniach... :D
- No dobrze, Loki. To jak spędzasz święta? Z
rodziną?- spytała Alice.
Kłamca nie miał pojęcia jak mógł
odpowiedzieć na to pytanie. W końcu… on nie miał rodziny. I niezależnie od tego
jak piękne sentencje wygłaszał Thor czy Odyn… On nigdy nie poczuje się wśród
nich jak w rodzinie. Wiedział, że został adoptowany, zdany na łaskę Wszechojca…
Bo to w końcu on go ocalił, po tym jak Laufey go porzucił. Mimo wszystko to nie
sprawiło, że stał się jego synem. Służył jedynie za kartę przetargową w
zawarciu pokoju w Jottunhaimie. Był dla nich nikim. Potworem, wyrzutkiem,
zerem…
- Hej! Wszystko dobrze? Strasznie zbladłeś…-
z przemyśleń wyrwała go dziewczyna, która patrzyła na niego niezwykle
zatroskanym wzrokiem. Trochę pod tym względem przypominała mu Frigge- jedyną osobę na której mu szczerze
zależało.
- Wszystko w porządku. Z rodziną… nie mam
zbyt dobrych stosunków… Ten czas spędzę chyba we własnym gronie- powiedział,
uśmiechając się blado. Zrobiło mu się… przykro? Nie cierpiał tego okresu, ale
nikt nie lubi być sam.
- Nie! Tak nie może być. Nikt nie może
spędzać świąt samotnie. Dlatego zapraszam cię do mnie, na kolacje. A potem
zabiorę cię w wyjątkowe miejsce. Na pewno ci się spodoba- powiedziała podekscytowana Alice.
Loki nie mógł uwierzyć w
to, że ta dziewczyna jest w stanie zaprosić nowo poznanego mężczyznę na kolacje
do swojego domu. Przecież ona nie wiedziała czy on nie jest przypadkiem
mordercą czy kimś podobnym. Jej ufność pokazywała, że była naiwna, ale również że
niezwykle wierzyła w ludzi.
- Jeżeli to nie będzie
żaden problem… Będzie mi bardzo miło.
&&&
Loki przyjechał o umówionej godzinie w
podane przez Alice miejsce. Kiedy
wyszedł z taksówki zobaczył przed sobą niewielki domek, z ogródkiem, który w
tym momencie zasypany był śniegiem. Powoli przeszedł przez niedomkniętą bramę i
po kamiennej dróżce doszedł do drewnianych drzwi. Zapukał.
- Już idę!- dobiegł z wewnątrz przygłuszony
głos jakiejś kobiety. Już po chwili drzwi otworzyła mu starsza pani, ubrana w ciemną
sukienkę, na którą nałożony miała niebieski fartuszek. Siwe już włosy spięła w
kok. Uwagę Lokiego przykuły jej oczy. Miały dokładnie taką samą barwę jak oczy
Alice.
- Mamo, to Loki, ten chłopak o którym
mówiłam, że dziś przyjdzie do nas na kolacje- powiedziała dziewczyna, która
nagle pojawiła się obok kobiety.
- Miło mi ciebie poznać, chłopcze. Wchodź do
środka, bo zimno na zewnątrz, jeszcze się przeziębisz.
Kłamca uśmiechnął się i wykonał polecenie.
Zdjął z siebie kurtkę, szal i buty i podążył za kobietami do kuchni.
Pomieszczenie to było dość skromne, bez zbędnych dodatków i elektroniki.
Emanowało jednak pewnego rodzaju ciepłem, którego on nie do końca mógł zrozumieć . Było tam tak… rodzinnie. I od tamtego momentu wiedział, że z
pewnością będzie się dobrze czuł w tym miejscu.
&&&
Reszta wieczoru zleciała Lokiemu
niesamowicie szybko. Mama Alice zagoniła go do gotowania różnych potraw
świątecznych, co mu zresztą w ogóle nie przeszkadzało. Wreszcie czuł się
potrzebny do czegoś. Do tego jeszcze nawiązał wspólny język z dziewczyną.
Świetnie się z nią bawił i chyba po raz pierwszy od wielu lat zaczął się
szczerze śmiać i wygłupiać. Jakoś udzieliła mu się cała atmosfera tego domu,
tego dnia.
Po kolacji Alice zakryła mu oczy czarną
chustką i pociągnęła go za sobą w jakieś „wyjątkowe” miejsce.
- Na pewno ci się spodoba. Obiecuje ci-
mówiła, kiedy wchodzili po schodach.
Wreszcie dotarli miejsce. Dziewczyna
delikatnie ściągnęła chustę z oczu Kłamcy, trzymając go jednocześnie za rękę,
aby nie stracić równowagi.
To co Loki zobaczył przerosło jego
najśmielsze oczekiwania. Przed nim rozciągało się bezchmurne, rozgwieżdżone
niebo. Nawet nie sądził, że gwiazdy mogą być tak piękne.
- Podoba się?- spytała Alice, siadając na
dachu. Obok niej usiadł czarodziej, nadal nie odrywając wzroku od nieba.
- To jest… niesamowite- stwierdził, a na
jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Często tu przychodzę, kiedy musze
pomyśleć, powspominać. To miejsce jest dla mnie wyjątkowe- odparła dziewczyna.
Loki przeniósł na nią wzrok.
- Dlaczego mnie zaprosiłaś? Byłem obcym, nie
miałaś pewności czy ci czegoś nie zrobię.
- Wiedziałam, że oto zapytasz- powiedziała
Alice z uśmiechem.- Otóż… mam takie coś, że nie cierpię patrzeć na samotność.
Wiem co to znaczy być samemu, czuć pustkę po kimś i nie chce aby ktokolwiek się
tak czuł. Tym bardziej w dniu, w którym powinno się być w rodzinnym gronie, z
osobami które cię kochają.
- Chyba nie do końca rozumiem wielkość tego święta…-
stwierdził Kłamca.
- Jest to jedyny dzień w roku w którym
ludzie wybaczają sobie dawne winy, jedyny dzień w którym spotykają się tylko po
to aby spędzić ze sobą czas. Jedyny dzień w którym wszędzie widać miłość. Nie
ma nienawiści, przemocy oraz ludzie się nie krzywdzą. Kocham te krótkie chwile
kiedy siadam przy kominku, obok świecącej choinki i myślę o cudzie jaki dzieje
się w te dni. Bo to jest niesamowite….
Kiedy tak słuchał tego co ta dziewczyna
mówiła, poczuł że jej serio zależy na tych ulotnych chwilach. Zależy jej na
całej tej „szopce”, której on do tej chwili nie umiał pojąć. Zależy jej nawet
na takich ludziach jak on. I to było w niej wyjątkowe.
Loki nawet nie zorientował się kiedy jego
wargi dotknęły warg Alice. Nawet nie
zauważył kiedy ta odwzajemniła pocałunek, kładąc drobną dłoń na jego twarzy.
Czuł się bezpiecznie w jej towarzystwie, czuł się dobrze. Po raz pierwszy nie
czuł się samotnie.
A wtedy na niebie pojawiła się pierwsza
spadająca gwiazda i najskrytsze życzenie
Lokiego się spełniło. Aby choć w ten dzień nie być samotnym….
****
A na koniec chiałabym życzyć wszystkim wesołych świąt, spędzonych w rodzinnym gronie, góryyy prezentów (w tym Lokiego owiniętego wstążką z kokardą na głowie). I życze tego aby nikt nie czuł się samotny w tych wyjątkowych dniach... :D
Śniegu po nerki
Wesołej pasterki
Prezentów moc
....Lokiego co noc
Pysznego bigosu
Gwiazdki z kosmosu
I udanego wskoku do 2014 roku
Wesołej pasterki
Prezentów moc
....Lokiego co noc
Pysznego bigosu
Gwiazdki z kosmosu
I udanego wskoku do 2014 roku